piątek, 30 sierpnia 2013

2. Where's that bitch?


      - Może jeszcze trochę w prawo. - przesunęłam ramę w prawą stronę i spojrzałam na ciotkę, która sprawdzała kciukiem czy obraz leży prosto.
      - Nie możemy tego zostawić na jutro? - jęknęłam cicho - Nie czuję już pleców.
             Maya wzięła młotek i przymocowała ramę do ściany.
      - Voilà! - uśmiechnęła się w moją stronę wskazując na obraz - Widzisz, a mówią, że tylko faceci się do tego nadają.
              Zaśmiałam się cicho i wzięłam kobietę pod rękę. Sądzę, że nie potrafi sobie wyobrazić jak bardzo ją kocham. Dobra, co ja gadam. Jest najlepszą osobą jaką znam. Nie wyobraziłabym sobie swojego dalszego życia, gdyby jej tu nie było. Mimo to, była najdziwniejszą osobą na świecie.
      - Dziękuję. - szepnęłam do niej wtulając się w jej ciało.
              Kobieta pogłaskała mnie po głowie wiedząc o co mi chodzi.
      - Dobra, musimy się śpieszyć, bo zaraz wróci Alex ze szkoły i muszę zrobić kolację, a na dodatek pewnie umierasz z głodu. - kobieta puściła mnie i ruszyła w stronę kuchni. - Może idź na górę i się rozpakuj...i ten...pierwsze drzwi po prawej!
              Wzięłam swoją starą walizkę i zaczęłam ją wtaszczać na piętro. Dom Mayi był ogromny oraz urządzony w nowoczesnym stylu aż do przesady. Biel wszystkich ścian, podłogi, sufitu i mebli aż bił po oczach, a wszystko wydawało mi się plastikowe. Cóż...ciotka była malarką i jej artystyczna dusza zostawiała ślady nie tylko na ścianach w pomieszczeniach ale i również wystroju wnętrz.
               Po wciągnięciu walizki po schodach skierowałam się do wyznaczonego przez ciotkę pokoju i otworzyłam drzwi. Po tym co tam zobaczyłam puściłam rączkę walizki, która głośno upadła na podłogę. Cały pokój wraz z meblami był urządzony na biało. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się dość dużej wielkości szafa i biurko z lampką. Po lewej stronie pokoju stała nie mała toaletka, drzwi do łazienki, a w kącie duże łóżko z jasnego drewna. Postawiłam zręcznym ruchem walizkę przy ścianie i padłam jak długa na łóżko, które było nienaturalnie miękkie. Ten pokój w każdy możliwy sposób różnił się od tego mojego w Nowym Jorku. Zacznijmy od tego, że moje "łóżko" było rozwalonym kawałkiem drewna, a na nim znajdował się materac z wystającymi na wszystkie strony sprężynami. Nie mogę się przyzwyczaić do tych nowych luksusów, bo to wszystko jest dla mnie w każdym możliwym tego słowa znaczeniu nowe. Usłyszałam trzaskanie drzwiami u dołu i głos Mayi, dlatego po cichu zeszłam po schodach.
      - I gdzie jest ta suka? - usłyszałam znajomy głos i mocne tupanie obcasami w drewniane panele. - Nie mów mi, że ma pokój obok mojego.
      - Nie mów tak o niej Alex, przecież wiesz ile przeszła...chcę żebyście się się zaprzyjaźniły tak jak dawniej...- ciotka krok w krok chodziła za córką po pokoju gestykulując rękoma.
      - Mówiłam ci to już wcześniej, że nie chce jej u siebie w domu.
      - Świetnie, bo jutro pójdziesz z nią na imprezę do tego całego Jake'a. - kobieta uśmiechnęła się i zaczęła rozkładać zastawę na stole.
                 Dziewczyna opadła na najbliższą kanapę z miną przybitego psa.
      - Mówiłam ci mamo, że on się nazywa John, a nie Jake to po pierwsze, a po drugie nigdzie jej nie zabieram! Tam będą starsi chłopcy i nie chcę żeby mi narobiła wstydu. - mruknęła.
                 W tym samym momencie weszłam do salonu i stanęłam w przejściu patrząc się to na ciotkę, a to na Alex. Dziewczyna wstała z kanapy i podeszła do mnie uśmiechając się krzywo.
      - O! Witaj Hope. Nawet nie wiesz jak się stęskniłam. - przytuliła mnie lekko jakby bała się, że się czegoś ode mnie zarazi. - I widzę, że się poprawiłaś z wagą. Wyglądasz o wiele lepiej niż rok temu w szpitalu. Nikt raczej by nie poleciał na kości, prawda?
                 Poczułam mocny ucisk w klatce piersiowej, a ręce wepchnęłam głęboko w kieszenie dżinsów. Na twarzy Alex wpłynął szeroki uśmiech satysfakcji, a ona sama zadowolona z tego, że znalazła mój czuły punkt pomaszerowała na górę do swojego pokoju, zostawiając mnie w salonie z rozdziawionymi ustami.
     - Alexandro Reed, proszę natychmiast tutaj wrócić na dół. Nie toleruję takiego zachowania! - Maya, rzuciła talerze na stół.
     - Nie, nie szkodzi Maya. Nic się nie stało. - wycedziłam przez zęby wycierając kątem dłoni mała łzę.      - Ja...się będę zbierać.
                Naciągnęłam rękawy bluzki i ze spuszczoną głową poszłam na górę do swojego pokoju ignorując ciotkę wołającą mnie na obiad. Nie ruszę niczego. Nie dam tej blond suce powodu do satysfakcji. Pomaszerowałam po schodach do swojego pokoju omijając drzwi z napisem "ALEX" szerokim łukiem. Czułam się jakby temperatura w pokoju automatycznie wzrosła do czterdziestu stopni, jak nie więcej. Miałam największą ochotę przyjść tam do niej i nawrzucać jak bardzo jej nienawidzę. Czemu to wydawało mi się beznadziejne? Czemu jeszcze to znoszę? Daje sobą pomiatać. Dzień za dniem czuje się co raz bardziej pusto. A teraz w Londynie, sądziłam, że zobaczę coś innego. Staram się, wyjść na prostą.
     - Nie, nie starasz się. - pojawiła się przede mną. - W innym wypadku nie miałabyś tego na nadgarstkach. - przesunęła rękaw swetra pokazując czerwone rany.
                Znowu tu jest. Uśmiechnięta, dziewczyna w długiej białej sukience bawiąca się swoimi włosami usiadła obok mnie na łóżku. Ta, która pojawiała się obok gdy tylko tego chciałam. Potrafiłam zrobić z nią wszystko, ale nie to, by zniknęła. Kolejna osoba, która mówi mi kim jestem lub raczej kim powinnam być.
     - Znam cię Hope. Beze mnie nie możesz żyć. - odwróciłam twarz, by na nią nie patrzeć, ale okazało się to złym posunięciem. Była wszędzie. - Jesteśmy jak siostry.
                 Dziewczyna przytuliła się do mnie mocno, jednocześnie nie pozbywając się uczucia pustki.
     - Nie myślałaś kiedyś o tym, jakby to było piękne zniknąć. Raz. - spytała pocierając moją dłoń.
     - Nie chcę.
     - Wiesz, co robić. - wskazała głową walizkę uśmiechając się uroczo.
                 Pochyliłam się nad walizką, otworzyłam ją i z kieszeni drugiej pary jeansów wyjęłam moją błyszczącą przyjaciółkę.
      - Znowu się widzimy. - szepnęłam okręcając ją w okół palców.
                 Zrobiłam malutką kreskę na ręce, zapominając o bólu. Z kolejnymi poszło łatwiej, w końcu jak to się mówi: "Pierwsza kreska jest najgorsza, potem wszystko idzie jak z płatka". Położyłam głowę na poduszce i ułożyłam rękę obok siebie.
      - Słodkich snów skarbie. - zdążyłam usłyszeć słodki głos dziewczyny.
                 Czułam się jak marionetka. Znowu.
               
   ~***~

WSZEM I WOBEC OGŁASZAM, ŻE TO NAJGORSZY ROZDZIAŁ JAKI UDAŁO MI SIĘ NAPISAĆ. AMEN

Tak. Wiem, że mnie zabijecie za tak karygodnie krótki rozdział. Na dodatek nudny ;-; 
Przepraszam po raz 45867095286730562 tym razem na kolanach :) 
Nie skomentuje tego jak bardzo źle mi się ten rozdział pisało, bo pewnie powiecie to samo w komentarzach pod spodem. 
Nie żałujcie sobie krytyki na mojej osobie.

Coffee_xox - chciałabym i to bardzo ci zaspojlerować, ale gdybym to zrobiła to z pewnością nie byłabyś ciekawa rozdziałów :) Ale powiem tylko tyle, że z Nathanem nie będzie tak prosto...

Lefty Bell - no pewnie Wercia jak bym mogła Ciebie nie pamiętać ^^ 

Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałami, 1512 wyświetleń (na chwilę obecną), 16 obserwatorów i w ogóle za wszystkie miłe słowa <3 
Serio, to wszystko bardzo dużo dla mnie znaczy, a każdy komentarz niesamowicie mnie motywuje :)
 + dodałam nowe postacie w zakładce Bohaterowie 

W między czasie również dostałam 3 kolejne nominacje do The Versalite Blog Award
Dlatego ogromne podziękowania do Dreamer.♥, EN Say oraz Lose my mind (wiem, że nominacja była na bloga "I'll be your strenght" ale z powodów technicznych zrobię ją tutaj, mam nadzieję, że nie sprawi to kłopotu)
Coś tak sądzę, że wszyscy znacie już tego regulamin, więc nie będę się powtarzać i od razu przejdę do faktów (mam ich zrobić 21 O.o)

1. Jestem bardzo ufną (żeby nie powiedzieć naiwną) osobą.
2. Parę razy uratowałam życie mojej mamie.
3. Mam bardzo niską samoocenę.
4. Szczerze, to depresja łapie mnie częściej niż przeziębienie.
5. Jestem wielką fanką Nickelback :) 
6. Zawszę płaczę słuchając "Lullaby", bo to "wspólna" piosenka moja i taty.
7. Gdy moi rodzice byli w separacji, mój tata był w przysłowiowym dole. Puściłam mu "I'll be your strenght" i siedzieliśmy w samochodzie razem sobie płacząc. 
8. Sądzę, że zostanę sama do końca życia i nikt mnie nigdy nie pokocha :'<
9. Nadal tu jestem tylko dzięki idolom.
10. Moje urodziny wypadają 2 września (tak, w rozpoczęcie roku ;-;)
11. Tak a propos mojej fobii (patrz. poprzedni post) kiedyś zemdlałam na cmentarzu i prawie wpadłam do trumny...
12. Przeszłam przez zaburzenia odżywiania, a teraz samookaleczanie.
13. Jak czytam jakikolwiek hejt na moich idoli, często płaczę. To bardzo boli, tym bardziej jak się kocha te osoby i praktycznie zawdzięcza się im życie, a druga osoba praktycznie ich nie zna i mówi co chce.
14. Nie mam żadnego talentu.
15. Bardzo łatwo mnie urazić, chociaż umiem odpyskować to i tak mnie to boli.
16. Boję się, że nigdy nie spotkam swoich idoli i nie powiem ile dla mnie znaczą.
17. Uwielbiam oglądać filmy.
18. Mój ulubiony film to "Nietykalni" mogłabym go oglądać 124587105 razy, a i tak nigdy mi się nie znudzi.
19. Chciałabym, żeby ktoś z twittera chodził do mojej szkoły.
20. Nie było mnie dzisiaj na TIU ;-; *płacze* cała sala w moim mieście jest zajęta.
21. Jak ogłoszą koncert TW w Polsce to będę pierwsza w kolejce haha :D

Uff...dobra, coś tak sądzę, że teraz wiecie o mnie więcej niż ja o sobie xd 
Przepraszam jeśli Was zanudziłam tym rozdziałem >.< 

Ale za to powiem Wam, że w następnym będzie się duuuuuuużoooooo działo obiecuję :3 *szyderczy śmiech*
Zostawiam was w niepewności
Do następnego xx 


środa, 21 sierpnia 2013

The Versalite Blog, czyli bawię się w tagowanie


Hej :3 Znowu wracam do Was z taką dziwną notka, ale jak mogliście zauważyć po nazwie postu, będe się bawić w "Versalite Blog Award". Zbytnio nie przepadam za czymś takim, ale z racji, że bardzo mi się nudzi postanowiłam ujawnić Wam 7 faktów o mojej osobie. 
Zostałam nominowana przez: Rinę L. poziomkową za co bardzo dziękuję 

Zasady:
1. podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry 
                 2. pokazać na blogu nagrodę "The Versalite Blog Award"

dobra, dodałam 

3. Ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby (ja będę musiała zrobić 14)

FAKTY:

1. Jestem bardzo zamknięta w sobie i nie lubię mówić o uczuciach.
2. Jestem wegetarianką i po prostu uwielbiam wszystkie zwierzęta 
3. Należę do TWFanmily od roku, wcześniej znałam ich po piosence GYC, a potem po usłyszeniu CTS zaczęłam szukać ich kolejnych piosenek i tak trafiłam na Warzone. Po obejrzeniu i przesłuchaniu tej piosenki wiedziałam, że zakochałam się w ich głosach i znalazłam bloga Moni :')
4. Oprócz TWFanmily jestem również Belieber, Lovatic, Arianator, Selenator, Sheerio oraz fanką 1D (czekam na hejty).
5. Mam kjimetrofobię, czyli lęk przed cmentarzami. Tak, nie chodzę na cmentarze. Mdleje i w ogóle...
6. Nie mam przyjaciół, bo delikatnie mówiąc wszyscy mnie zostawili ^^
7. Dużo się uśmiecham na co dzień, przez co wiele osób uważa, że jestem optymistką. Niestety bardzo się mylą.
8. Mało osób widziało jak płaczę.
9. Jestem w 1/4 Kanadyjką, chociaż nigdy nie byłam w Kanadzie xd
10. Dużo osób pytało się mnie, kto jest moim ulubieńcem z TW, ale tak szczerze to kocham całą 5 tych debili 

11. 
Moje ulubione seriale to Pretty Little Liars, Skins i Doctor Who :D
12. 
Uczę się francuskiego.
13. Oprócz pisania moją pasją jest rysowanie...może kiedyś wam pokażę ^^
14. Mój ulubiony kolor to niebieski, fioletowy i czerwony.
15. Gram 4 lata na gitarze (obecnie w domu posiadam 3 takie instrumenty), flecie, harmonijce ustnej (xd) oraz uczę się na pianinie.
16. Słucham praktycznie każdego rodzaju muzyki po trochu.
17.  Jestem strasznym dziwakiem :D

3. Nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują.

Kurczaki, nie potrafię wybrać 15 blogów :/ Wszystkie macie wspaniałe blogi, na prawdę.
Nominuję was wszystkich :)


A teraz z innej beczki - dodałam ankietę tam po prawej >>>>>>>>
z pytaniem, który blog bardziej się Wam podoba i, którą historię wolelibyście czytać. Starałam się odratować jakoś tego bloga "I'll be your strenght" z którym Blogger sobie niestety nie radzi i usuwa mi posty. 
Zaznaczajcie to co chcecie czytać :)
Więcej już nie zanudzam.

Całuję xx


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

1. One way ticket

       
         Cyferki na wadze pokazały okrągłą liczbę 100*. Przygryzłam wargę patrząc się jak pomału liczby znikają z tarczy. Policzyłam do dziesięciu i starałam się jakoś uspokoić. Weszłam jeszcze raz i to samo, znowu 100. Przytyłam dobrego funta od dwóch tygodni. Jakim cudem? Nie jem od trzech dni. Jeszcze chwila, a nie będę mogła się w nic zmieścić. Zeszłam z wagi i podeszłam do lustra przyjrzeć się swojej sylwetce. Pomału zaczynały mi się zarysowywać żebra, co znaczy, że dieta przynosi efekty...nie jest źle. Spojrzałam na swoje odbicie i zaczęłam przeczesywać swoje długie włosy. Jak zwykle nie umiałam się pozbyć większości kołtunów, więc po chwili się poddałam i zostawiłam włosy tak jak są. Wyglądałam jak panda biorąc pod uwagę to jak bardzo rozmazał mi się makijaż, ale nie chciało mi się już tego poprawiać. Wciągnęłam na siebie znoszone już dżinsy i bluzę. Spojrzałam na zegarek w telefonie i w pośpiechu złapałam torebkę leżącą na podłodze. Wychodząc z łazienki starannie zamknęłam drzwi i wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się tylko przy schodach i przysłuchiwałam się kłótni rodziców w salonie. Przywykłam już do tego, że kłócili się co raz częściej. Co raz częściej jednak dochodziło do bójek, ktoś z nich wychodził i wracał nad ranem. Grożenie rozwodem i tak dalej, w kółko. Szczerze mnie nienawidzili i nie ukrywali tego. Według nich byłam tylko "pomyłką". Pozwalali sobie traktować mnie jak psa, a nawet gorzej. Wiele razy dostałam od mamy w twarz z całej siły, ale po tylu latach przestałam już płakać z tego powodu. Marzyłam by uciec z tego miejsca.
           Zeszłam po cichu ze schodów i po upewnieniu się, że wszyscy już sobie poszli, wyszłam z domu. Schodząc po schodach spojrzałam jeszcze raz na zegarek. Zgodnie z nim kończyła się już psychologia, więc powinnam zdążyć z pięciominutowym spóźnieniem na historię. Przyśpieszyłam lekko i włożyłam w uszy słuchawki. Nowy Jork o godzinie jedenastej wyglądał wyjątkowo dzisiaj ładnie. Jednak z drugiej strony...nie wiem czy nazwanie Bronx, czyli dzielnicy, w której mieszkam ładną. Bądź co bądź była najbiedniejsza w całym mieście. Rozwalone budynki oraz przewaga afro amerykanów jeszcze bardziej postarza to miasto. Chodziłam do liceum na Manhattanie, więc jednak musiałam codziennie przejść nie mały kawałek. W pewnym sensie nawet mi to odpowiadało. Nie muszę się śpieszyć na nic, ani na nikogo. Jestem sama ze swoimi myślami. Lubiłam to uczucie jak jestem sama po środku tego ciągle żywego miasta. Przyglądam się wszystkim osobno. Jak duch.
          Po dwudziestu minutach drogi przez dość ruchliwe miasto jak na tą godzinę weszłam do szkoły równo z dzwonkiem kończącym drugą godzinę lekcyjną. Podbiegłam szybko do swojej szafki i w pośpiechu złapałam książki na historię modląc się w duchu, by żaden z nauczycieli nie zobaczył mojego spóźnienia. Odwróciłam się na pięcie i poczłapałam w stronę klasy specjalnie zakrywając twarz we włosach.
      - Coleman! - usłyszałam swój głos za plecami.
          Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam idącą w moim kierunku dyrektorkę. No super. Wzięłam głęboki oddech i wymusiłam w jej kierunku jeden z moich najbardziej przekonywujących uśmiechów ala "Tak, wszystko dobrze, po prostu sobie idź".
      - Do gabinetu. - zwróciła się w moją stronę wrogo, a mój czuły węch wyczuł od niej mocny zapach tanich perfum.
          Pomaszerowałam za nauczycielką do jej gabinetu ze zwieszoną głową. W myślach liczyłam ile razy w ciągu tego tygodnia wstępowałam do tego gabinetu. Można by powiedzieć, że znam go jak własną kieszeń. Nie przejmowałam się zbytnio tym co szanowna pani dyrektor starała mi się wmawiać o mojej przyszłości, o tym jaki stanowię wzór dla przyszłych uczniów, ocenach bla, bla, bla. Słyszałam to tak dużo razy, że już szczerze tym rzygam. Rodziców nie interesuje moja nauka. Do szkoły chodzę, bo chcę jak najszybciej ją skończyć i mieć to piekło już za sobą. A co dalej? Nie wiem. Prawdopodobnie wyląduję na ulicy i zniknę z życia tych wszystkich ludzi ze szkoły, którzy w myślach życzą sobie mojej śmieci. Będę przypominać sobie ciągłe prześladowania od najmłodszych klas. Wszystkie przepłakane noce, pocięte nadgarstki. Śmieszne.
    - Wiesz, że widzimy się już siódmy raz w tym tygodniu? - kobieta usiadła przede mną i złączyła swoje dłonie na biurku.
           "Ale fajnie, może dobijemy do dziesięciu? Będzie co świętować przed wywaleniem mnie ze szkoły". Dyrektorka uznała, że ją słucham, więc kontynuowała dalej.
    -  Rozumiem twoją skomplikowaną sytuację Hope...ale wszyscy z nauczycielami chcemy, żebyś zapomniała o swojej przeszłości i skupiła się na tym co jest, a dokładniej mam na myśli egzaminy. - uniosła wysoko brew.
    - Dobrze proszę pani, może pani przyszykować moje papiery i wyrzucić mnie ze szkoły. - mruknęłam pod nosem. - Nie potrzebuję współczucia.
        Na jej twarz wpłynęło coś na kształt "ciepłego uśmiechu".
    - Oj Hope...my nie chcemy ciebie wydalić z tej szkoły. Chcemy ci pomóc, pomóc ci w trudnej sytuacji, która ciebie dotknęła...
        Wstałam z krzesła i wzięłam swój plecak z podłogi.
    - Jeśli tak naprawdę chce mi pani pomóc, to z całym szacunkiem, ale nie musi pani mi pomagać. Jak widać ze wszystkim sobie radzę. - spojrzałam na nią cięto i opuściłam jej gabinet zanim zdążyła otworzyć usta.
        Ostatnie czego mi brakowało to usłyszeć słowa: "Bardzo mi przykro z tego powodu, że Twoi rodzice traktują cię jak szmatę". Wyszłam trochę za teren szkolny i wyjęłam paczkę papierosów z kieszeni kurtki. Odpaliłam jednego papierosa i głęboko się zaciągnęłam. Po chwili poczułam jak moje wnętrze wypełnia przyjemna nikotyna. Och tak, tego mi było trzeba. Usiadłam na schodku przed boiskiem, a głowę oparłam o swoje ramię. Po tym wszystkim nie mam najmniejszego zamiaru wracać na lekcje. Nie mam po co...przecież i tak mnie wywalą.
   - Dasz zapalić? - usłyszałam za sobą męski głos.
         Szybko odwróciłam głowę i ujrzałam wysokiego chłopaka z lokami. Nie kojarzyłam go zbytnio z korytarza, więc pewnie musiał być nowy. Rzuciłam mu paczkę, a on przysiadł obok mnie na zimnym marmurze.
    - Beznadziejna pogoda co nie? - spojrzał na mnie i wypuścił ustami dym. - A tak w ogóle to jestem Vincent.
    - Kolejny nowy? - spojrzałam na niego i strzepałam kawałek wypalonego papierosa.
    - Taa. - uśmiechnął się krzywo. - A ty jesteś?
    - Tą którą nigdy nie poznasz. - mruknęłam. - Nie przywiązuj się, za dwa dni będę już poza zasięgiem tej suki.
          Vincent spojrzał na mnie krzywo i zaśmiał się cicho.
    - Tajemnicza jesteś...serio nie dasz się poznać? Zdradź chociaż imię. - powiedział z poetyckim akcentem.
          Zaśmiałam się pod nosem. Ujarał się za bardzo?!
    - Hope.
    - Serio?! Łał...bardzo... - zaczął gestykulować rękoma szukając słowa.
    - Oryginalne co nie. - dodałam z przekąsem rozgniatając papierosa o podłogę.
          Dobrze, że nie wiedział jak bardzo nienawidzę tego imienia. Wstałam z ziemi i zarzuciłam plecak na ramię. Nie chciało mi się już go słuchać, pomału robił się irytujący. Zaczęłam iść w stronę bramy.
    - Czekaj! Ej! - krzyknął w moją stronę podnosząc się nagle z podłogi. - Nie idziesz na lekcje?!
           Uśmiechnęłam się pod nosem i usłyszałam jak chłopak do mnie podbiega.
    - To ten...gdzie idziesz? - zapytał ciągnąc mnie za rękaw kurtki, a ja automatycznie się od niego odsunęłam.
    - Pierwsza zasada jak chcesz ze mną przebywać w jednym otoczeniu: Trzymaj się z daleka od mojej przestrzeni osobistej. - wskazałam mu ręką odległość. - Metr co najmniej.
            Chłopak zaczął potakiwać i przepraszać co pięć minut, a ja w myślach modliłam się, żeby jak najszybciej się zamknął.
    - Mówił ci już, że jesteś cholernie wkurwiający? - mruknęłam lekko już podirytowana przechodząc na drugą stronę Bronxa.
    - W sumie...to jeszcze nikt...- uśmiechnął się do mnie i dopiero teraz zauważyłam, że ma aparat na zębach.
             Wywróciłam oczami i założyłam kaptur od bluzy. Tak, na Bronxie trzeba uważać..i to cholernie. A ten koleś przyciąga same problemy z promienia dobrego kilometra. Tylko tego brakuję, żebym miała jeszcze jego na karku.
    - Ej zaraz gdzie ty idziesz?
             Trzepnęłam go mocno w głowę, a on spojrzał na mnie spode łba.
    - Na litość boską nie bądź taki upierdliwy Vincent! Zastanawiam się w ogóle po co tutaj jesteś?! Uczepiłeś się mnie jak rzep psiego ogona i wszędzie za mną łazisz. - warknęłam. - Wiesz co? Mam cię w dupie. Wracaj do tej pierdolonej szkoły i zostań taki sam jak oni. Mam swoje życie na głowie.
             Odwróciłam się i poszłam swoją drogą. Miałam go serio dość.
    - Powiem ci jedno Hope! W tej sytuacji to ty jesteś tchórzem! - krzyknął za mną, a ja włożyłam słuchawki do uszu, by go zignorować. - Uciekasz od problemów!
              Schowałam twarz we włosach i zrobiłam parę głębokich oddechów. Dobra, uspokój się Hope. Nikt nie będzie ci mówić co masz robić. Doszłam już do domu, gdy zobaczyłam, że na parkingu stoi zaparkowany samochód taty.
   - Cholera. - mruknęłam cicho i spojrzałam na zegarek.
             O tej godzinie powinien być w biurze...po co wrócił do domu? Przeszłam przez furtkę i wspięłam się po rynnie w stronę swojego okna. Na szczęście robiłam już to tyle razy, że nauczyłam się w które miejsca trzeba stawiać nogi, by nie spaść. Gratulowałam sobie w myślach, że zapomniałam rano zamknąć okno jak wychodziłam do szkoły. Przeskoczyłam do swojego pokoju, delikatnie by nie zrobić jakiegokolwiek dźwięku. Niestety znając moją koordynację ruchową potknęłam się o ubrania leżące na podłodze i runęłam jak długa na łóżko. Cóż...przynajmniej lądowanie mi wychodzi. Ojciec, o ile się założę siedzi w swoim pokoju i ma w dupie to, że się urwałam ze szkoły.
             Nagle mój wzrok trafił na wąską kopertę pod drzwiami, której wcześniej nie zauważyłam. Złapałam ją szybko i rozerwałam u góry wyjmując jeden bilet oraz małą karteczkę.

Spakuj się. Będę czekać na lotnisku w Londynie. 
Wyjdź w nocy i nie mów rodzicom. 
Maya 

            Spojrzałam na bilet lotniczy i zaczęłam obracać go w dłoni dokładnie się mu się przypatrując. Bilet w jedną stronę. Do Londynu, gdzie mieszkała moja ciotka. Spędziłabym tam ten ostatni rok. Z dala od rodziców, rówieśników i tego miasta. Czułam nagły przypływ adrenaliny, a w mojej głowie pojawiały się różne scenariusze tego jak może zacząć się ten wyjazd. Zamknęłam oczy i przyłożyłam list do ust biorąc głęboki oddech. Będzie dobrze. 

*waga w funtach, 100 funtów: 45,35 kg.
~***~

Hej wszystkim :3 Także doczekaliście się tego rozdziału 1... prawdopodobnie zawiodłam większą część z Was. Na samym początku również chciałabym podziękować za 13 komentarzy pod prologiem...nie wiedziałam, że doprowadzę Was do płaczu :'c Dziękuję również za 9 komentarzy pod Trailerem. To naprawdę bardzo, bardzo, BARDZO wiele dla mnie znaczy. 
Dreamer - jejku słońce nie musisz przepraszać ;c

Oraz na koniec dość ważne info. Mam ostatnio problemy z Bloggerem na blogu "I'll be your strenght" i sam usuwa mi posty na tym blogu itd. O.o Będę starała się go jakoś odratować, ale sama nie wiem jak z nim będzie...

Także na miłe zakończenie, życzę Wam miłego dnia, zdrowia, szczęścia i w ogóle...

Kocham Was <3


wtorek, 13 sierpnia 2013

Trailer


Hej wam :3 Pisze taką szybką notkę pomiędzy rozdziałami. 
Albowiem bardzo znudzona ostatnimi wakacyjnymi dniami zrobiłam dzisiaj trailer/zwiastun do tego opowiadania ;D 
Bądź co bądź nie wiem co będziecie o nim sądzić. 
Pokazałam go mojej mamie robiąc jej małe szkolenie co może w nim zobaczyć, ale stwierdziła, że jest "dobry" więc Wam go przesyłam ;)


Mam nadzieję, że Wam się chociaż w najmniejszym stopniu spodoba ;)

piątek, 9 sierpnia 2013

Prolog


         Stoję na przeciwko niej i tępo wpatruję się w jej sylwetkę. Przenosiłam wzrok od czubka jej głowy do palców u stóp. Robiła taki sam ruch jak ja. Odgarnęłam włosy, ona zrobiła to samo. Wydymała wargi identycznie jak ja. Przysunęłam się bliżej tak, że stykałyśmy się praktycznie nosami. Jej postrzępione granatowoczarne włosy opadały na ramiona. W oczach tlił się ostatni ogień, który z czasem wygasał. Zostały czarne do końca życia. Przesunęłam wzrok na jej blade ciało. Na rękach i nogach wyróżniały się ciemne rany, z których płynęła ciemna ciecz.
     - Nienawidzę cię. - szepnęłam.
         Ona odpowiedziała tym samym, a po jej policzku przesunęła się delikatna łza.
     - Jesteś słaba. - odpowiedziała za mnie.
         Spojrzałam na nią wymownie, a za drzwiami usłyszałam swoje imię. Wołał mnie.
     - Nie jestem.
         Brunetka zaśmiała się głośno, a jej głos rozszedł się echem po pokoju. Miałam już dość tej suki.
     - Jeśli jesteś, to czemu nadal tu jesteś? - przechyliła głowę żeby bliżej mi się przyjrzeć.
         Każde jej słowo muskało moje ucho i rozbrzmiewało w głowie. Po policzku spłynęła mi kolejna łza.
     Bo nie mam nadziei...
     - Oj...cii...kochanie...cii...- dziewczyna pogłaskała mnie po głowie. - Dobrze wiem jak się czujesz.
          Wytarłam łzę wierzchem dłoni i pozwoliłam spaść jej na podłogę.
     - Bo jesteś mną?
     - Jestem inna, ty tylko dałaś mi życie kochanie. - uśmiechnęła się lekko.
           Obracałam w ręce ostre narzędzie, a na moich policzkach pojawiały się kolejne łzy. To nie był płacz nad samą sobą i nad swoją biedną, poharataną duszą. To był płacz nad światem. W gruncie rzeczy nad zaistniałym stanem. Nad samym życiem, nad ograniczeniem, głupotą i bezwzględnością.
     - Nie potrzebuje ciebie! Idź sobie! - krzyknęłam w jej stronę, a ona stała w kącie i szczerzyła się do mnie.
            Widać jakby każde słowo sprawiało jej przednią zabawę.
      - Tyle ludzi już skrzywdziłaś. Lepiej żeby ciebie już nie było. Wiesz o tym doskonale, przecież nikt cię nie kocha....on cię nie kocha. - szepnęła prosto do mojego serca.
             Schowałam głowę w swoje ramiona, by jej głos przestał do mnie docierać.
      - Przestań! - krzyknęłam.
      - Wiesz, że możesz to zrobić. - spojrzała na żyletkę w mojej dłoni. - Jedno cięcie, a zapomnisz o mnie, o nim i o ludziach, których skrzywdziłaś.
              Przyłożyłam sobie ją do ręki i wzięłam głęboki oddech. Głosy za drzwiami stawały się co raz głośniejsze. Spojrzałam na nią. Była gotowa.
Raz.
              Zamknęłam oczy.
Dwa. 
              Przejechałam żyletką po ręce i uśmiechnęłam się.
Trzy.
              Słyszę swoje imię. Jego głos rozmywa się w mojej głowie. Czuję jego zapach. Ktoś płacze. Unosi mnie do góry.

Nazywam się Hope.


~***~

Jezu ja jakaś psychiczna jestem, ok. 
           


Wattpad