niedziela, 29 grudnia 2013

5. Party is just getting started


         - Hope? - usłyszałam głos ciotki za drzwiami. - Siedzisz tu zamknięta od dwóch godzin i nie dajesz znaków życia, coś się stało?
                  Wywróciłam oczami na słowa ciotki. No nie przesadzajmy, wcale nie siedzę tu dwóch godzin.
         - Nic się nie stało, tylko nie mam się w co ubrać. - wskazałam na mała kupkę ubrań porozrzucaną dookoła pokoju.
         - Hmm... to pożycz coś od Alex.
                   Spojrzałam na nią wzrokiem mówiącym: jeszcze mi nie odbiło.
         - Nie, dzięki.
         - Powinnaś z nią porozmawiać, jak siostra z siostrą. Ile można się na siebie gniewać?
                    Gdybyś wiedziała o co chodzi, pewnie byś tak nie mówiła. 
         - Okej, porozmawiam z nią. - jęknęłam pod nosem wymijając w drzwiach ciotkę.
                     Przeszłam na drugą stronę korytarza i zapukałam do pokoju Alex.
         - Co. - otworzyła drzwi blondynka.
         - Pożyczysz mi ciuchy?
                     Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem od zniszczonych trampek do potarganych włosów i zaśmiała się gorzko zamykając mi drzwi przed nosem. Super. 
         - Proszę, Alex. - wymknęło mi się. - Przepraszam.
                      Przysunęłam głowę do drzwi, nastała tam głucha cisza. Słuchała.
         - Przepraszasz?
         - Tak.
                      Przepraszam za to, że Twój były chłopak zostawił cię dla mnie, żeby dla zakładu z tępym kolegom mnie przeleciał i udał, że mu na mnie zależy. Przepraszam za to, że musiałaś zajść w ciążę właśnie przez niego. Przepraszam za to, że jestem taka beznadziejna i cię zraniłam. 
                      Usłyszałam ciche pociągnięcie nosem zza drzwi. 
         - Wchodź. - dziewczyna otworzyła mi drzwi od pokoju.
                       Muszę się wam przyznać. Nigdy nie byłam w pokoju Alex. Zawsze sobie go wyobrażałam jako różowy, pokój pełen pluszaków, plakatów przystojnych piosenkarzy i zespołów oraz ze zdjęciami Alex z przyjaciółkami. Było inaczej. Ściany były szaro-fioletowe. Meble identyczne jak moje, gdzieś w kącie tliła się mała lampka na biurku. Na łóżku piętrzyła się sterta ubrań, a na podłodze porozwalane buty. Moją uwagę przykuło zdjęcie, a dokładniej - zdjęcia jednej osoby, której Alex poświęciła całą ścianę.
                       Dziewczyna dotknęła palcami białej ramki na ścianie. Kątem oka zobaczyłam jak stara się ukryć drżącą wargę i łzy spływające z jej policzków.
         - Nazywa się Ben. - wyszeptała cicho.
                        Imię dziecka na zdjęciu odbiło się echem od ścian pokoju. Chłopiec miał rok. Na zdjęciu ubrany był w kombinezon zimowy i niebieską czapeczkę z pomponem, na pyzatą buźkę wstępowały czerwone rumieńce, a z różowych usteczek wychodziły pierwsze ząbki. Oczy miał niebieskie - w takim samym kolorze jak Alex.
         - Myślałam, że usunęłaś tą ciążę. - powiedziałam równie cicho.
         - Nie potrafiłabym tego zrobić. Chcę by żył, był szczęśliwy, miał rodzinę - prawdziwego ojca i matkę...
         - On wie? - przerwałam jej, widząc, że zaciska usta w wąską linię.
                        Alex zaszła w ciążę w wieku osiemnastu lat. Tak, z jej byłym i równocześnie moim byłym chłopakiem. Skomplikowana sprawa. Oczywiście wiedziałam tylko o tym ja, Maya oraz moi rodzice zanim całkowicie im odbiło. Alex przestała chodzić do szkoły. Parę miesięcy potem wyjechała wraz z Mayą do Londynu. Do dnia dzisiejszego byłam pewna, że poddała się aborcji. Nie podejrzewałam, że może pokochać nienarodzone dziecko. 
         - Zazdroszczę ci. - Alex spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i pokiwała głową na swoje słowa. - Kurewsko ci zazdroszczę. 
         - Czemu?
         - Bo nie robisz nic. Cholera, nic, a i tak masz wszystko co chcesz. Każdy się o ciebie martwi. Jesteś na językach wszystkich. Masz wszystko o co ja musiałam w życiu walczyć, ale i tak zawsze miałaś na to wyjebane. Najważniejsze było to by jeść-rzygać, jeść-rzygać, zapaść w anoreksję i robić kolejne kreski na rękach, a każdy mówił, że i tak taka pocięta, chora i obrzydliwa jesteś najpiękniejsza. To kurwa boli
                        Złapałam ją za rękę i uśmiechnęłam się do niej ciepło patrząc na zdjęcie jej jedynego syna. Szkoda, że nie wiedział jakie ma szczęście. 

~***~

                         Wygładziłam króciutką sukienkę rękoma i przejrzałam się w wielkim lustrze w pokoju Alex. Znowu ta sama dziewczyna. Moje palce przejeżdżały każdy centymetr różowej tkaniny od delikatnego dekoltu przez pasek z kokardą pod piersiami aż dotarły na delikatne falbany na dole sukienki. 
        - Wyglądam jak dziwka. - rękoma starałam się opuścić sukienkę trochę niżej by zakryć pośladki. 
        - Przynajmniej pójdziesz w czymś innym niż zawsze. Mam już dość widoku tych bezpłciowych bluz. - wywróciła oczami Alex i sięgnęła po moje włosy spinając je wysoko oraz pozostawiając parę kosmyków wolno. 
        - Właśnie! Zapomniałabym o tym - odwróciła się do jednej z szafek i podała mi długie pudełko. - Słyszałam, że straciłaś telefon. 
                         Otworzyłam pudełko i zaniemówiłam. 
        - O mój boże Alex, nie musiałaś. - wyjęłam iPhone'a i zaczęłam obracać go z każdej strony. 
        - Nie ma sprawy. Mam ich na zapas jakby mamie zachciało się skonfiskować mi telefon. 
                         Schowałam telefon do torebki i przytuliłam Alex. Nie wiem czemu, ale poczułam się dobrze. Do głowy by mi nie przyszło, że ponad dwanaście godzin temu mogłabym jej z czystym sumieniem oderwać głowę. Jednak jakaś część mnie nadal wolała się trzymać z boku i pamiętać, że przecież Alex to nadal Alex. 
        - Hope! Jakiś chłopak po ciebie przyjechał! - dotarł do nas głos Mayi z kuchni. 
        - Leć Kopciuszku, tylko wróć przed północą. - uśmiechnęła się kuzynka popychając mnie w stronę drzwi.
                        Posłałam jej ostatni uśmiech i zeszłam powoli ze schodów starając się nie zabić na pięciocentymetrowych szpilkach pożyczonych od Alex trafiając na Nathana stojącego przy drzwiach. Czułam jak z każdą chwilą moje policzki robią się co raz bardziej czerwone z każdym wzrokiem chłopaka na moim ciele. Miałam ochotę zrzucić buty, pobiec na górę, rozerwać sukienkę i założyć grube dresowe spodnie, które zakrywałyby odkryte części ciała. 
        - Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się ciepło.
                          Sam wyglądał rewelacyjnie. Idealnie skrojona koszula, skórzana kurtka i ciemne dżinsy wraz z wysokimi białymi Adidasami dopełniały komplet.
                         Błagam niech się już to skończy. 
        - Dzięki. Możemy już iść? - pośpieszyłam chłopaka, prawie wypychając go przez drzwi. 
                         Jedyne czego teraz brakuje to mojej ciotki, która przyleciałaby z cyfrówką by strzelić zdjęcie swojej siostrzenicy z prawdziwym, żyjącym i oddychającym przedstawicielem płci przeciwnej po czym oprawiłaby to w ramkę oraz powiesiła w korytarzu. Błagam nie. 
        - Hej, jak to już idziecie? - wbiegła do przedpokoju moja ciotka ze zgadnijcie czym... tak, aparatem. 
        - Tak, musimy iść ciociu. - posłałam jej spojrzenie mówiące, że ma się jak najszybciej wynieść z tym aparatem. 
        - Dobra, tylko jedno zdjęcie. - posłała szeroki uśmiech Nathanowi. - Przytulcie się. 
                         Wszyscy przeciwko mnie. 
                         Lekko zmieszany chłopak przysunął się bliżej mnie i położył swoją dłoń na mojej talii. Starałam się nie oddychać, ale jego cudowne, piękne, nieziemskie paskudne perfumy znowu zaczęły powodować u mnie mętlik w głowie. Ciotka cała w skowronkach strzelała kolejne zdjęcia pewnie myśląc, że Nathan to mój chłopak. 
        - Hope, uśmiechnij się. Cały czas jesteś naburmuszona. - poleciła mi ciotka. 
                         Nie wytrzymałam i odwróciłam się na pięcie wychodząc z domu w stronę czarnego samochodu Nathana. Z każdej strony napływały na mnie różne myśli. Nie zauważyłam tego, że on wyszedł równo ze mną szybko żegnając się z Mayą wziął mnie pod rękę oraz zaprowadził mnie jak dziecko do samochodu. Wcisnęłam się na miejsce pasażera starając się oddychać na zmianę nosem i ustami. Musiałam się pozbyć zapachu, który przyprawiał mnie o zawroty głowy od paru dni. 
        - Nathan... - zaczęłam gdy chłopak znalazł się na miejscu obok mnie. 
                         Chłopak odwrócił głowę w moją stronę tak żebyśmy oboje mogli spojrzeć sobie w oczy. To takie banalne kochać czyjeś oczy. Oddychaliśmy tym samym powietrzem starając się rozgryźć nasze myśli. 
                         Powiedz coś. Proszę. 
        - Czemu mnie nienawidzisz? - spytał cicho. 
                         Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. 
        - Nie nienawidzę cię.
        - Nie mówisz prawdy.
        - Prawdę. - zaczęłam bawić się zamkiem od torebki by zatuszować to jak bardzo trzęsły mi się ręce.
        - Chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić.
                         Wywróciłam oczami na jego słowa.
        - Z przyjaźniami jest u mnie kiepsko.
        - Dobrze jest poznać drugą osobę. Wiem, że jesteś zamknięta w sobie.
        - To mniej więcej cała ja. - wzruszyłam ramionami.
        - Reszty nie chcesz mi wyjawić. - westchnął. - Widzisz, przyjaźń polega na rozmawianiu o głębszych tematach...
        - "Głębszych tematach" Na przykład?
        - Hmm... no nie wiem...Twój ulubiony kolor?
                         Zaśmiałam się w głos.
        - Nie mówisz tego na prawdę.
                         Chłopak odwrócił głowę w stronę przedniego okna. Światła przejeżdżających samochodów co chwilę rozjaśniało jego twarz ukazując wszystkie detale twarzy.
        - A tak na serio? - spytał z cieniem uśmiechu.
        - Niebieski. - spojrzałam na niego. - A twój?
        - Czerwony.
                          Na jego twarz wdrapał się nieśmiały uśmiech, ale szybko zmienił się w grymas niezadowolenia.
        - To co, jedziemy? - spytał.
        - Jak musimy...
                          Chłopak bez słowa odpalił samochód i wyjechał z parkingu przed moim domem. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Znowu spieprzyłam.

~***~

                          Ściany klubu pękały od basów, które podrzucały moje wnętrzności. Już na rogu ulicy można było słyszeć głośną muzykę sączącą się z głośników oraz tłum ludzi stojący w kolejce by przekupić wykidajło. Nathan zaparkował samochód niedaleko wejścia do budynku i otworzył mi drzwi po stronie pasażera przepuszczając mnie pierwszą do wejścia. Gdy weszliśmy do zduszonego i lokalu zobaczyliśmy już na wejściu, że nie była nas "garstka osób" jak zapewniali mnie chłopcy - ludzi było o wiele więcej do tego stopnia, że przy tańcu prawie na siebie wpadali.
        - Hope... - z zamyślenia wyrwał mnie głos Nathana, który musiał przekrzykiwać muzykę bym mogła go zrozumieć. - Zatańczysz?
                          No teraz mu się zabrało. 
                          Kątem oka zobaczyłam, że przy najbliższej kanapie siedzi ta dziewczyna, z którą o ile dobrze pamiętam Nathan się pokłócił. Cleo? Cho? Jakoś tak to szło. Dziewczyna praktycznie zabijała mnie wzrokiem. Wyglądała olśniewająco w małej czarnej, wysokich szpilkach i długich rozwianych włosach. Mogłaby spokojnie zaprzyjaźnić się Alex.
                          Chłopak złapał mnie w talii i wcisnęliśmy się w tłum tańczących nastolatków. Czułam jak mój żołądek robi fikołki i to wcale nie dlatego, że tańczyłam z Nathanem, ale od ścisku jaki panował w klubie. W powietrzu unosiła się obrzydliwa mieszanka alkoholu, papierosów i potu, a mój malutki mysi żołądek ściskał się z głodu.
       - Twoja dziewczyna się na nas gapi. - powiedziałam podnosząc głowę by go zobaczyć.
       - Tia... zastanawia się pewnie jak oderwać mi głowę. - na jego twarz wślizgnął się zawadiacki uśmiech.
       - Moją też.
       - Będziemy w tym razem. - puścił mi oczko od którego pewnie jego Lalusia dostała palpitacji serca i jak hiena próbowała rozszarpać mój umysł z odległości paru metrów.
                         Muzyka w klubie zaczęła zwalniać i didżej puścił wolną piosenkę dla par. Większość osób zeszła z parkietu i na środku zostało jeszcze kilka par tańczących w objęciach.
       - Yhm... może przyniosę nam coś do picia? - zaproponowałam szybko by tylko uniknąć zmieszania chłopaka.
       - Okej, będę przy stoliku z chłopcami. - uśmiechnął się i odszedł w poszukiwaniu chłopców.
                         Usiadłam na wysokim krześle przy barze rozglądając się w poszukiwaniu zespołu, w końcu zrezygnowałam z tego - musieli siedzieć głębiej w lokalu.
       - Co tak lala sama siedzi? - usłyszałam szorstki głos jakiegoś chłopaka siedzącego obok mnie.
                         Na oko był w moim wieku, ale znacznie wyższy od znanych mi rówieśników. Długie brązowe loki lekko opadały na jego przeraźliwie zimne zielone oczy wiercące dziury na moim ciele. Siedział nie całe dwa metry ode mnie ściskając w szczupłych dłoniach kieliszek wódki. Jego spodnie były idealnie dopasowane, a biała koszula zdawałaby się uwielbiać jego tors. Dopiero teraz zauważyłam, że przyglądał mi się z zagadkowym uśmieszkiem powodując, że w kącikach jego ust zagościły malutkie dołeczki.
      - To chyba nie twój interes. - spławiłam chłopaka
                         Zielonooki zaśmiał się swoim ochrypłym głosem.
      - Nie wydaje mi się mała. - skwitował.
                         Otworzyłam już usta, żeby mu dogadać, ale przerwał mi powtórnie jego głos.
      - Ej ty! - krzyknął w stronę barmana czyszczącego kieliszki. - Poproszę dwa drinki dla mnie i mojej ślicznej znajomej. - puścił w moją stronę oczko na co ja zareagowałam rumieńcem.
                         Barman pokiwał głową i nalał nam obu do szklanek napoju po czym postawił je na ladzie przed nami. W krótkim czasie na tej samej ladzie zaczęły się pojawiać te same tyle, że już opróżnione szklanki po alkoholu.
      - Ja chyba już podziękuję. - mruknęłam resztkami zdrowego rozumu, na co chłopak przystawił twarz do mojego ucha pachniał mocnymi, męskimi perfumami zmieszanymi z miętowymi gumami do żucia i alkoholem.
      - Impreza dopiero się zaczyna. - szepnął z uśmiechem po czym pocałował mnie delikatnie w szyję.
                         Zamknęłam oczy i w myślach starałam się odepchnąć chłopaka od swojego ciała. Nie wiedziałam czy robi mi się nie dobrze od bliskości naszych ciał, czy od ilości wlanych we mnie płynów, ale szczerze powiedziawszy - było mi wszystko jedno. Wzrok wydawał mi się wyraźniejszy, dochodziło do mnie więcej dźwięków, czułam się żywa. 
      - Zatańcz ze mną. - powiedział przygryzając płatek mojego ucha.
                         Nie zdążyłam odpowiedzieć gdy poczułam jak bierze mnie za ręce i odciąga od baru. Swoimi długimi palcami przycisnął mnie do siebie, a moje ręce umieścił na swojej szyi. Śmiało poniosłam wzrok by spojrzeć w nefrytowe tęczówki oprawione gęstymi, ciemnymi rzęsami chłopaka spoglądające na mnie z góry. Jego głęboki śmiech za wibrował w mojej klatce piersiowej. Gorące powietrze oplotło moją szyję gdy przysunął się by zostawić na niej czerwone znamię pożądliwie szczypiąc je zębami. Na koniec chuchnął w swoje dzieło zimnym powietrzem przyprawiając mnie o natychmiastową gęsią skórkę.
Impreza dopiero się zaczyna. 

~***~
 Witajcie kochani :)
Witam Was nowym (już piątym!) rozdziałem. 
Dodałam nareszcie tą postać, o którą mi chodziło najbardziej w tym rozdziale. 
Ale wiecie co? Mam wrażenie, że ta połowa rozdziału na razie najbardziej mi się podobała. 
Wiem, jestem dziwna, ale najlepiej mi się ją pisało :D

Teraz ta część z przeprosinami: 
Nie zdążyłam Wam złożyć życzeń świątecznych, miałam przygotowaną nawet już oddzielną notkę, ale złapało mnie dość ostre zatrucie (wizyta w szpitalu w święta sialalala) także...

 ♥ ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH SPÓŹNIONYCH  ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ♥

oraz dobranoc :3
xx
                   

sobota, 23 listopada 2013

4. It doesn't matter

           
            Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Wsłuchiwałam się w uspokajające tykanie zegara, nic. Liczyłam owieczki, ale po dwieście czterdziestej pierwszej stwierdziłam, że to nie ma sensu. Przewracałam się z boku na bok starając znaleźć sobie wygodną pozycję w łóżku, nadal nic. Głowa bolała mnie od ciągłego płaczu w poduszkę. Brawo Hope, wszystko potrafisz spieprzyć. Czemu nie potrafiłam zaufać? Za dużo osób mnie zraniło. Byłam naiwna, z pietyzmem słuchałam każdego ich słowa, żeby potem usłyszeć tylko jedno: do widzenia.
            Serio, myślałaś, że mi na tobie zależy? - te słowa wywołały u mnie lawinę wspomnień, o których chciałam jak najszybciej zapomnieć.
            Chciałem się tylko tobą pobawić. Liczyłem jednak na coś więcej. - zamknęłam oczy starając się wyrzucić to z pamięci. Ten ból wracał. Stałam przed nim na trzęsących się nogach czując jak z każdym słowem coraz bardziej wbija mi nóż w serce. Nie schodził mu uśmiech z twarzy jakby to wszystko sprawiało mu satysfakcję. Wysoka postawa chłopaka wyrosła naprzeciwko mnie i ze śmiechem przypatrywała się jak wyrzucałam z siebie problemy, przyklejona policzkiem do muszli klozetowej. 
            Ciężko podnosząc się z zimnej podłogi, oparłam się o umywalkę i położyłam rozgrzane czoło o przyjemnie chłodne lustro. Odkręciłam kurek i zanurzyłam we wrzącej wodzie ręce by potem opłukać nimi twarz. 
            Raz. Dwa. Trzy...
                          
***

             Poczułam jak ktoś mocno mnie szarpie za ramiona wyrywając mnie ze snu. Mruknęłam coś cicho pod nosem i zaciągnęłam kołdrę wysoko na głowę.              
             Boże idź już sobie, daj mi spać. - powiedziałam w myślach i przewróciłam się na drugi bok.
             - Hope wstawaj! - usłyszałam nad sobą krzyk ciotki, która zerwała ze mnie szybkim ruchem kołdrę. - Za chwilę wychodzą, idę załatwić sprawę z Twoimi rodzicami w sądzie. 
             Odsunęłam kołdrę z twarzy, by lepiej widzieć Mayę. 
              - Jak to? 
              Kobieta wywróciła oczami. Faktycznie, ubrana była w marynarkę, kasztanowe włosy upięła wysoko, a na nogi wciągnęła dziesięciocentymetrowe szpilki. W takim stroju raczej nie chodzą na co dzień średniozamożne malarki.  
           - Tak to, pierwsze co zrobili po twoim wyjeździe to zadzwonili do mnie. Za godzinę rozpoczyna się pierwsze spotkanie w sądzie, a twoi rodzice już tu są. 
           - Whoa przystopuj trochę, za dużo na raz. Jak to oni tu są? Nie mogą tutaj przyjść Maya. - zaczęłam z nerwów szarpać rękaw marynarki ciotki.
           - Nie pozwolę im. Do czasu rozprawy nie będą się z tobą porozumiewać. Jeśli się wszystko pójdzie tak jak to zaplanowałam to uda mi się odebrać im wszelkie prawa rodzicielskie do ciebie. 
            Nerwowo zaczęłam szczypać palcami wystające nitki z pościeli i podniosłam się do pozycji siedzącej. 
          - Dziękuję. - przesłałam ciotce nieśmiały uśmiech, mimo że żołądek wykręcał mi sie na wszystkie strony. 
          - Robię to dla twojego dobra Hope. Moja siostra... zrobiła za dużo złych rzeczy w życiu. Nie mogę pozwolić na to by zrobiła to samo z twoim. - ciotka pogłaskała mnie po głowie i odwzajemniła uśmiech. 
                    Pokiwałam głową i wypuściłam głośno powietrze przez usta. 
        - Swoją drogą zrobiłam ci śniadanie w kuchni. Masz zjeść.
                Jęknęłam pod nosem, ale nie liczyłam, by ciotka mi odpuściła. Mimo tego, że była dość roztrzepana to potrafiła być bardzo stanowcza, więc nie ma co na chowanie jedzenia po kieszeniach.
                 Maya wyszła z pokoju by pozwolić mi się iść oporządzić jeszcze raz powtarzając, że mam zjeść śniadanie. Jakbym o tym nie wiedziała. Sięgnęłam ręką na stolik nocny by wyszukać swój telefon, ale przypomniał mi się wczorajszy dzień, więc musiałam ruszyć się z łóżka by sprawdzić godzinę na budziku. Zaczęłam się trochę martwić o to jak wytłumaczyć ciotce brak telefonu, ale z drugiej strony nie miałam tam raczej ważnych numerów, ani tym podobnych.
                 Umyłam się w trybie ekspresowym, włosy wysuszyłam ręcznikiem i pozostawiłam lekko wilgotne by same się osuszyły. Przebrałam się w jeden ze swoich standardowych strojów - bluzę i jeansy. W takim stroju zbiegłam na dół do salonu.
                 Cały parter przesiąkł zapachem świeżego pieczywa i marchewkowych babeczek, z których słynęła Maya. Mój mysi żołądek skręcał się z głodu. Weszłam do kuchni i zastałam w niej Alex żującą wypiek swojej matki jednocześnie przeglądając jakieś katalogi.
         - Dzień dobry.
         - Yhym. - dziewczyna machnęła mi ręką nie przerywając lektury.
                  Jak widać jesienne kozaczki od Michaela Korsa były niezwykle zajmujące. Kuzynka przysunęła mi talerz i nałożyła dwie równe babeczki i skropiła je sosem czekoladowym do dekoracji.
         - Smacznego, mama kazała. - mruknęła.
                  Przyjrzałam się obu wypiekom. Jestem głodna. Fuj. Muszę jeść. Nienawidzę jedzenia. Musze jeść. Kocham nie jeść. Odrywam pomarańczową papierową skórkę i gryzę kawałek ignorując ukradkowe spojrzenie Alex. Ja na jej miejscu już bym leciała po miskę na ewentualne wymioty. Uśmiecham się do niej i potakuję żując babeczkę.
         - Pycha.
         - Świruska. - powiedziała pod nosem.
                  Wciągnęłam w siebie jedną babeczkę, a drugą odstawiłam na talerz Alex.
         - Dzięki.
       
***

Nathan's POV

         - Wszystko w porządku kochanie? - usłyszałem głos blondynki zawieszonej nad moim uchem.
                 Spojrzałem na nią z wymuszonym uśmiechem i pocałowałem ją lekko w czoło.
         - Tak, nie musisz się martwić.
         - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. - zatrzepotała rzęsami.
         - Weźcie przestańcie, zaraz rzygnę. - wciął się Jay, a reszta chłopaków zaczęła się śmiać widząc jak wkłada sobie palec do ust i udaje, że wymiotuje.
         - Żałosne. - mruknęła Chloe przeglądając się w lusterku samochodowym.
                 Jako, że jechaliśmy na plan to mi przypadła zasługa dowiezienia czterech liter chłopaków "żywych lub martwych" - jak dodał przed wyjściem wujaszek Scooter. Czyżby kpił z moich umiejętności? Bynajmniej. Nie ukrywam, że jazda z czwórką "mężczyzn" była dość ryzykownym posunięciem. Zwłaszcza z Jayem i Tomem. Oj tak.
         - Co wy na to, żeby jakoś ochrzcić zakończenie teledysku? - Max oparł ramiona o zagłówek mojego fotela, by widzieć wszystkich gdy już stanęliśmy na miejscu przed budynkiem.
         - Nie sądzę, żeby Scooter się zgodził. - mruknąłem, a chłopaki jęknęli.
         - Och, urządzacie imprezę? - ożywiła się Chloe.
                 Łał. Potrafiła tak długo się nie odzywać? Rekord.
         - Tak, ale nie jesteś zaproszona. - przerwał jej Tom, a reszta chłopców zaczęła się śmiać.
                 Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym od razu tego pożałowałem dostając w twarz torebką blondynki.
         - Co do...
         - Wiedziałam! Oni mają na ciebie zły wpływ. - zatrzymałem samochód na parkingu przed przyczepami.
                 Blondynka wyszła z wysoko uniesioną głową z samochodu trzaskając głośno drzwiami. Starałem się ją zatrzymać również wysiadając z samochodu, ale dziewczyna szybko przeszła w stronę furtki do środka przyczepy.
         - Laska się trochę wkurzyła hm? - usłyszałem głos obok siebie oraz smród papierosów.
         - Nie twoja sprawa. - mruknąłem, bo ostatnią osobą z którą chciałem teraz rozmawiać była Hope.
                 Dziewczyna wzruszyła ramionami i rzuciła nie dopalonego papierosa na ziemię przygniatając go podeszwą buta. Podrapałem się w tył głowy ze zdenerwowania.
        - Przepraszam.
        - Nie ma sprawy. - dziewczyna zapatrzyła się w podeszwy swoich znoszonych trampek.
                 Otworzyłem usta, żeby coś z siebie wydusić, ale przerwał mi to dźwięk otwieranych drzwi samochodowych, z których wysiedli chłopcy. Cholera, zapomniałem o nich.
        - O, cześć Hope. Jak tam drugi dzień w pracy? - wparował Tom.
        - Na razie zapowiada się świetnie. - uśmiechnęła się szeroko.
        - Wpadniesz dzisiaj do nas? Robimy imprezę z okazji zakończenia teledysku. Sid cię odbierze. - wciął się w rozmowę Max, a reszta chłopców pokiwała zgodnie głowami.
                  Brunetka odwróciła się w moją stronę i utkwiła we mnie swoje zimne brązowe oczy.
        - Pewnie. - na jej usta wpłynął uśmiech, zupełnie nie pasujący do wypalających moje wnętrzności oczu.
                  Zapowiada się ciekawy wieczór.



~***~

Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że tak późno dodaję rozdział c: 
Z góry przepraszam Was wszystkich. 
Rozdział nie wyszedł. Ani długi, ani ciekawy. Taki nijaki :/ 
Żebyście nie musieli długo czekać na rozdziały, postanowiłam, że zacznę pisać je z wyprzedzeniem, ale cierpię od jakiegoś czasu na całkowity brak weny :c
Za to też przepraszam. 

Swoją drogą, dziękuję Wam za 4,118 wyświetleń i 23 obserwatorów <3 
Wow. Serio. Dziękuję <3 W życiu nie powiedziałabym, że komuś chociaż w najmniejszym stopniu spodobałoby się to co piszę. 

Całuję xx         



czwartek, 19 września 2013

3. Sid


             Poczułam jak promienie słońca prześlizgują się przez zasłony w pokoju by w ostatnim momencie zatrzymać się na mojej twarzy. Zmarszczyłam czoło i zasłoniłam oczy, by zasłonić je przed światłem. Podniosłam głowę z poduszki i dopiero po chwili zrozumiałam, że nie znajduję się w swoim starym pokoju i musiałam się przyzwyczaić do nowego wystroju. Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka macając ściany w poszukiwaniu włącznika do światła w łazience. Zdjęłam wczorajsze ubrania, a potem weszłam do wanny. Jeszcze nie do końca obudzona umyłam w strumieniu zimnej wody twarz oraz włosy. Nie mogłam zebrać myśli po wczorajszej nocy. Znowu się poddałam. Znowu zrobiłam to wbrew sobie. Posłuchałam jej. Przesunęłam mokrymi palcami po czerwonym nadgarstku oblepionym zaschniętą krwią i zamknęłam oczy. Chcę o tym zapomnieć. To był błąd, miałam zacząć nowe życie bez blizn i bez nowych niespodzianek.
            Skończyłam szybko swoją kąpiel i w szlafroku oraz mokrych włosach stanęłam przed ogromną szafą. Nie miałam dużo ubrań. Dobra, co ja mówię. Szafa świeciła pustkami nie licząc jednego brązowego swetra, trzech wyciągniętych bluz, dwóch par dżinsów oraz czarne trampki. Co tu dużo mówić, nie mam za dużo pieniędzy na większe zakupowe szaleństwa. Włożyłam przez głowę za dużą koszulę w khaki, jedną z dwóch par dżinsów, buty i włosy spięłam wysoko w kucyka. Przebrana i w pełni obudzona zeszłam na dół w poszukiwaniu reszty domowników. W domu było podejrzanie cicho. 
            - Maya? - weszłam do kuchni, a mój wzrok powędrował na kartkę wiszącą na lodówce. 

"Dzień dobry Hope :) Przepraszam, że nie miałaś okazji zastać nas w domu, ale musiałam wyjść załatwić sprawy na mieście. Czuj się jak u siebie w domu :) Zostawiłam Ci parę funtów jakbyś chciała się rozejrzeć po mieście. Całuję xx"

                 Zwinęłam kartkę z listem i do kieszeni włożyłam plik banknotów. Był weekend i za dwa tygodnie miałam rozpocząć nową szkołę w Londynie. Zgodnie z tym wypadałoby w pewnym sensie rozejrzeć się po mieście. Jak sama, to sama...
                 Wzięłam z miski na stole jedno jabłko, do kieszeni wcisnęłam telefon i tak oto poszłam na odkrywanie Londynu. 

                                                                                              ***

                Następne godziny spędziłam po chodzeniu po ulicach Londynu. Mniej więcej zaczynałam już się przyzwyczajać do lewostronnego ruchu jazdy oraz angielskiego akcentu posłyszanego na ulicy. Już teraz mogłam powiedzieć, ze to miejsce o wiele różniło się od Nowego Jorku. Było...spokojniej. Budynki z własnymi historiami...to wszystko było inne. Nie, nie nabrałam dziwnych uprzedzeń po Nowym Jorku, po prostu skończyłam tam swoją historię. Zamknęłam już ten rozdział w swoim życiu. Wraz z tamtymi ludźmi. 
            Poczułam jak nogi odmawiają mi już posłuszeństwa i zmęczona, padłam jak długa na krzesło w kawiarni, po chwili pijąc gorące espresso. Przycupnęłam przy stoliku obok okna rozkoszując się pięknym widokiem nad Tamizą. Przyglądałam się ludziom na ulicy, dwóm kobietom z nowoczesnymi wózkami jak sądzę, plotkującymi o bóg wie czym, biznesmenie w czarnym Audi nerwowo stukającym palcami w kierownicę, a nawet staruszce karmiącej gołębie na ławeczce. 
            Ale mój wzrok przykuło coś innego, a raczej ktoś. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzałam się po kawiarni i rozsiadłam się bardziej na krześle. Nadal to samo. Podniosłam wzrok znad rzędu krzeseł, a po chwili zobaczyłam wysokiego chłopaka w czapce i okularach patrzącego się na mnie z drugiego końca sali. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ale samo to, że się gapił przyprawiało mnie o dreszcze. Szybko wstałam ze swojego miejsca i rzuciwszy pieniądze na stół wyszłam szybkim krokiem z kawiarni.
            Przeszłam szybko do końca ulicy, po czym odwróciłam się za siebie prawie wpadając pod koła rowerzysty. On za mną s z e d ł. Przyspieszyłam kroku co chwilę oglądając się za siebie, ale on nie dawał za wygraną i robił to samo co ja. Pomału zaczynałam już panikować i puściłam się biegiem w miasto by tylko go zgubić. Ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotkę, a ja przeciskałam się pomiędzy nimi aż w końcu zauważyłam jakieś duże zgromadzenie w centrum miasta. Dookoła było pełno ludzi, fotoreporterzy, którzy kręcili się w pobliży cykali zdjęcia jak oszaleli autobusy stały na środku odgrodzonego placu, a ochroniarze starali się odsunąć od nich dość dużą grupę piszczących nastolatek. Z tego całego pośpiechu wbiegłam na jakąś blondynkę wytrącając jej stos kartek na ziemię. Była ubrana w przeraźliwie neonowe kolory od których aż bolała głowa. Blond włosy miała związane w kłosa biegnącego po jej lewym ramieniu. Oba policzki miała muśnięte delikatnymi piegami, prawie nie zauważalnymi na pierwszy rzut oka. Jej oczy były koloru niebieskoszarego, lekko zamglone, przypominające mi przyciemnianą szybę w samochodach.
            - Cholera...przepraszam. - zgarnęłam jednym ruchem kartki i wcisnęłam je w ręce dziewczyny nadal rozglądając się dookoła. - Czy mogłabym wejść?
            - Ty jesteś tą nową asystentką? - uniosła wysoko brew.
             - Co?..Jaką asys...A! Tak, to ja... - starałam się wyjść jak najbardziej naturalnie. - Mogę wejść? Proszę.
            Dziewczyna kiwnęła głową w stronę gorylowatego ochroniarza i przepuściła mnie w stronę autobusu.
              - Jak dobrze, że cię znalazłam od pół godziny powinniśmy ruszyć ze zdjęciami, a praca nadal stoi w miejscu. - dziewczyna trajkotała jak katarynka, a ja posłusznie dreptałam za nią. - A właśnie, zapomniałam się przedstawić. Jestem Cassie i to ja jestem tutaj prawą ręką Scootera, no wiesz menadżera zespołu.- wyjaśniła widząc, że nie wiem o kogo chodzi.
            - A ja jestem...
            - Ty jesteś moją asystentką i pomagasz mi uporać się z tą piątką debili. - wywróciła oczami i wpakowała mi stos papierów w ręce. - Swoją drogą jak już tu jesteś możesz się trochę rozejrzeć na planie, poznać ludzi i zanieść te papierzyska Nano. Okej, dzięki wielkie...
            - Hope. - powiedziałam pierwszy raz chyba od piętnastu minut w ciągu których słuchałam jej angielskiego akcentu.
            Dziewczyna mrugnęła w moją stronę i pobiegła do przyczepy z wielkim napisem "BUFET" na drzwiach zostawiając mnie na środku placu z wierzą papierów niewiadomego pochodzenia. I kim był ten cały Nano? I w ogóle o jaki plan chodziło?! Kręcili film?! W co ja się znowu wpa...
            - Z DROGI LUDZIE! - krzyk mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia, a coś mocno pchnęło mnie na ziemię.
Z n o w u ?!
            - Ja pierdole Max jak ty kierujesz tym wózkiem. Ludzi zabijasz. - mruknął właściciel białych Conversów.
            - Zamknij się Tom. Hey, honey nic ci nie jest? - poczułam jak obaj mnie podnoszą z mokrej od deszczu podłogi. Nogi miałam jak z waty, a głowa pulsowała mi tak bardzo jakby przejechał mnie co najmniej kombajn.  
            Po odklejeniu policzka z podłogi mogłam się bliżej przyjrzeć chłopakom którzy potrącili mnie wózkiem sklepowym. Nie wnikam już nawet jak się on tam znalazł.
            Chłopak w Conversach miał dłuższe ciemne włosy, brązowe, błyszczące oczy i twarz co mnie lekko dziwiło z licznymi znamionami oraz jednodniowym zarostem. Cały czas praktycznie zdobił go szeroki uśmiech, dzięki któremu aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Max z kolei wyglądał na starszego i to nie dzięki włosom (a właściwie ich braku), ale bardziej postawy. Jakby to ubrać w słowa... mówił, wyglądał, poruszał się jak stu procentowy Brytyjczyk.
            - Nie, dzięki. - zaczęłam strzepywać z dżinsów plamy z błota zanim jeszcze nie zaschły.  
            - Chyba jesteś tu nowa, prawda? Tej buźki jeszcze nie widzieliśmy - Tom podparł sobie podbródek udając że myśli.
            - Taa, jestem asystentką Cassie. Jakkolwiek to zabrzmi. - wywróciłam oczami, a chłopaki pomogli mi zbierać papiery z podłogi. - Znalazłam się tu całkowitym przypadkiem i nie wiem co i jak. Cassie dała mi cynk, że mam to zanieść niejakiemu "Nano" i rozejrzeć się na planie, a wtedy wpadłam na was i w sumie... to tyle.
            Chłopaki zaśmiali się, a ja spojrzałam się na nich pytająco nie wiedząc o co chodzi.
            - Nano to nasz menadżer, ale robi za naszą niańkę, a tutaj aktualnie kręcimy teledysk do Chasing The Sun naszego nowego singla - wyjaśnił Max - Prawdopodobnie jest w tej przyczepie z Scooterem, który jest głową tego wszystkiego. Podlizuj się jak wlezie, a może nie wylecisz. U nas i tak masz dużego plusa.
            - Za co?
            - Za twardą główkę honey. - uśmiechnął się do mnie i wsiadł do wózka sklepowego popychanego przez Tom'a jednocześnie prawie wjeżdżając w kobietę noszącą całą tackę z kubkami wrzącej kawy.
            Jak dzieci, pomyślałam, ale jednocześnie zaśmiałam się do siebie. Jak sądzę to są właśnie ci debile opisani przez Cassie, którymi mam się opiekować. Sądząc po tym czego właśnie byłam świadkiem, to będzie trudny orzech do zgryzienia.
            Chwiejąc się na nogach z blokiem kartek (które po przeżyciu już dwóch upadków na brudne Londyńskie uliczki nie wyglądały dość zachęcająco) zmierzałam do wskazanej przez Max'a przyczepie.
            Grzecznie zapukałam do drzwi w przyczepie i otworzył mi wysoki mężczyzna, ale o wiele starszy od Max'a i Tom'a. Rozpoznałam go po przypince z napisem: SCOOTER - MENADŻER. Posłałam mu szeroki uśmiech i dyskretnie wychyliłam się zza niego w poszukiwaniu najlepiej jego klona tylko z napisem NANO.
            - W czymś pomóc? - spytał.
            - Taak, widzi pan. Jestem tu nowa i jeszcze zbytnio się tutaj nie orientuję... - zaczęłam gestykulować rękoma, ale pakunek w rękach mi w tym uniemożliwiał.
            - A tak, ty jesteś tą nową asystentką Cass. - wziął ode mnie papiery i położył je na stole - Dzięki, że to przyniosłaś, przekażę je Nano. Już się martwiłem, że się zgubiły. Bez nich niczego byśmy nie nakręcili.
            Zaśmiałam się nerwowo i poczułam jak strużka zimnego potu przebiega mi po plecach. Modliłam się w myślach żeby nie dostrzegł w moich słowach nutki ironii.
            - Mógłby mi pan tak tylko mniej więcej wytłumaczyć na czym polega moja praca?
            - Pewnie, usiądź. - wskazał krzesełko przed biurkiem.
            Przez większość czasu Scooter, bo tak kazał mi na siebie mówić, opisywał mi moją pracę. Moim zadaniem było niańczenie chłopaków oraz pomaganie Cassie, w sumie łatwizna. Nie chciałam mu powiedzieć, że trafiłam tu całkowicie przez przypadek i nie wiem nic o zespole The Wanted, o jego twórczości ani członkach grupy. Co chwilę jednak potakiwałam głową i się do niego uśmiechałam, więc  liczyłam chociaż na cień nadziei, że nie zauważy tego, że jestem spięta.
            - No to chyba na tyle Heather. - westchnął mężczyzna wstając z krzesła i podając mi rękę na do widzenia.
            - Hmm... jestem Hope. - skrzywiłam się, bo nienawidziłam jak ktoś myli moje imię, które bądź co bądź nie było zbyt popularne.
            Scooter machnął ręką i odprowadził mnie do drzwi.
            - Za chwilę będziemy zaczynać pierwsze ujęcia, będziesz mogła się wykazać. - mrugnął do mnie, a naszą rozmowę przerwał dzwonek w jego iPhonie zwiastujący powrót do pracy.
            - A! Tu jesteś Hope! - usłyszałam roześmiany głos blondynki, która była w towarzystwie nieznanego mi chłopaka. - Właśnie o niej ci mówiłam Jay.
            Chłopak wyglądał wręcz komicznie stojąc obok mnie. Mógł mieć dobre metr dziewięćdziesiąt wzrostu jak nie więcej. Na głowie miał dosłownie burzę loków, duże czyste, niebieskie oczy oraz śliczny, szeroki uśmiech. Na ręce miał liczne tatuaże, ale mi w oko najbardziej rzucił się ten z jaszczurką, która wiła mu się po przed ramieniu. Jay uścisnął mi dłoń z czego moja drobna wręcz zatopiła się w jego dużej ręce.
            - Miło mi. - odwzajemniłam uśmiech.
            - To ty jesteś tą dziewczyną, którą potrącił Max i Tom? - spytał Jay chowając rękę do kieszeni dżinsów.
            - Aż tak widać? - wskazałam palcem na fioletowego siniaka rosnącego na ramieniu.
            - Plotki szybko się rozchodzą. - skwitował blondyn.
            - Dobrze ci radzę Hope, tak na wszelki wypadek kupić od jutra duże opakowanie melisy. - Cassie wzięła mnie pod rękę i odsunęła od chłopaka.
            - W twoim przypadku nie za bardzo się przydało, prawda Cass? - wypalił Jay, któremu od razu dostało się po głowie od blondynki.
            - Ciekawe przez kogo. - zaśmiałam się z tego uroczego przekomarzania pary.
            - KONIEC PRZERWY! MAMY DZIECIĘĆ MINUT OPÓŹNIENIA! - usłyszałyśmy głos Scootera z megafonu, który stał tuż za nami, przyprawiając nas o prawie zawał serca.
            Całą trójką pomaszerowaliśmy za menadżerem w stronę planu gdzie pracowała już cała reszta ekipy z kamerami. Jay pożegnał się z nami i pobiegł w stronę makijażystki widząc na sobie mordujący wzrok menadżera. Jak wytłumaczyła mi Cassie, akcja teledysku miała się dziać w klubie, gdzie chłopaków wyrywa piątka pięknych dziewczyn, które są wampirami z tatuażami w kształcie słońca. Uwodzą ich oraz gryzą. Pomysł teledysku uznałam za lekko dziwaczny, ale gdy dowiedziałam się, że to Cassie była pomysłodawczynią, postanowiłam się nie odzywać, a tym bardziej nie wyrażać swojej opinii. Wraz z dziewczyną usiadłyśmy na krześle z miejsca gdzie mogłyśmy obejrzeć plan jednocześnie popijając gorącą herbatę.
            - Od dawna znasz chłopaków? - spytałam ją z ciekawości.
            Dziewczyna uśmiechnęła się, jakby wróciło do niej jakieś wspomnienie i pokiwała głową.
            - Max jest moim kuzynem, a Sid'a, Tom'a, Jay'a i Sivę poznałam trzy lata temu.
            Zmarszczyłam czoło nie wiedząc o kogo jej chodzi.
            - Kim jest Sid i Siva?
            Dziewczyna otworzyła usta żeby odpowiedzieć, ale przerwał jej Scooter, który wyrósł z ziemi naprzeciwko nich.
            - O wilku mowa, Hope idź znaleźć Sid'a. Czekamy tylko na niego, a pewnie znowu nie usłyszał dzwonka.
            - Pierwsza przyczepa po prawej. - szepnęła mi do ucha Cassie.
            Poderwałam się z krzesełka i ruszyłam w wyznaczonym kierunku aż w końcu doszłam do ogromnej przyczepy z napisem THE WANTED i lekko zapukałam. Cisza. Nacisnęłam klamkę i lekko zdziwiona, że drzwi są otwarte, ale weszłam do środka. Modliłam się w duchu żebym tylko nie zobaczyło go w jakiejś dwuznacznej sytuacji... jak no nie wiem, siedzącego na toalecie. Przeszłam przez salon, albo raczej to co z niego zostało. Wszędzie były porozrzucane ubrania, metki, pudełka po pizzy, niedopalone papierosy, puszki po piwie oraz inne nie zidentyfikowane przez National Geographic rzeczy.
            Nagle w tej samej chwili usłyszałam jakiś nieokreślony dźwięk dochodzący z jednego z pokoi.
            - Sid? - zapukałam do drzwi, ale odpowiedziało mi chrząknięcie.
            - Jay, jeśli to ty radzę ci wziąć dupę w troki i...
            Otworzyłam nieśmiało drzwi i jednocześnie przerwałam chłopakowi w pół słowa.
            C h o l e r a
            - O boże, przepraszam ja... kurde. - zaczęłam się jąkać i starałam się nie patrzeć na chłopaka stojącego przede mną bez koszulki tylko w samych spodniach.
            - Nie szkodzi. - mruknął chłopak zarzucając na siebie bluzkę.
            Czułam jak moje uszy robią się czerwone, więc spuściłam głowę starając się wyrzucić z myśli obraz pół nagiego chłopaka.
            - Ty jesteś Sid?
            Chłopak zmarszczył swoje ciemne brwi, ale po chwili zrozumiał o co mi chodzi.
            - Co? Aa... nie, jestem Nathan, ale nazywają mnie Sid, bo wyglądam jak ta postać z bajki no wiesz... - zaczął gestykulować rękoma jakby szukał słowa, ale jednocześnie nie mógł się wysłowić.
            Stałam tak blisko niego, że mogłam wyczuć jego męskie perfumy. Miał ciemne, brązowe włosy, które po założeniu bluzki delikatnie się nastroszyły i pozostały w nieładzie. Sądząc po wyglądzie mógł być o parę lat starszy ode mnie.
            - Jesteś ta nowa, prawda? - spytał patrząc mi w oczy - Chłopaki coś mówili, że będziesz nas niańczyć.
            - Tak, Hope. - wzruszyłam ramionami. - Scooter się nieźle na ciebie wkurzył, więc radzę ci iść na plan.
            Chłopak przeklął pod nosem i zaczął zakładać buty, wrzucił na siebie skurzaną kurtkę i w szybkim tempie przesłał mi przelotny uśmiech.
            - Miło poznać Hope. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
            Spuściłam wzrok na podłogę.
            - Ja też. - uśmiechnęłam się lekko.
            Nathan przepuścił mnie w drzwiach i oboje w ciszy poszliśmy w stronę planu.

***

            - Widzimy się  jutro o trzynastej tak? - spytała Cassie jednocześnie żegnając się resztą ekipy.
            - Pewnie. - uśmiechnęłam się do niej.
            Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i mocno mnie przytuliła na pożegnanie.
            - To do zobaczenia jutro Hope. - blondynka pomachała w moją stronę i przeszła na drugą stronę ulicy.
            Z nieba zaczął padać rzęsisty deszcz, a ja stałam na środku ulicy w cienkiej koszuli. Super. Nie ma to jak Londyn późną jesienią. Sięgnęłam do kieszeni, by wyjąć telefon i zadzwonić po taksówkę, ale nie było go w ani jednej ani drugiej. Momentalnie zaczęłam panikować. Okradli mnie?! Przecież nigdzie go nie wyjmowałam na planie. Dobra, Hope weź sie w garść. Gdzie ja go ostatnio miałam? Przestudiowałam w myślach cały swój dzisiejszy dzień aż w końcu sama sobie odpowiedziałam na pytanie.
            K a w  i a r n i a.
            Jak głupia wybiegłam z tej kawiarni zostawiając na środku telefon. Zaczęłam przeklinać siebie w myślach gdy nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Już miałam się odwrócić i odpyskować temu nachalnemu podrywaczowi gdy usłyszałam, że wołał moje imię.
            - Hope, to ja! -           zza drzwi kierowcy czarnego BMW wystawała twarz Nathana. - Chodź, bo zmarzniesz.
            - Idź sobie! - krzyknęłam, ale zagłuszyła mnie burza.
            Szybko wyskoczył z samochodu nie gasząc silnika i otworzył mi drzwi pasażerskie dla zachęty. Całkowicie ignorował deszcz, który zmoczył jego ubranie i włosy do suchej nitki oraz zaczynał już brudzić skórzane siedzenia. Czułam jak jedna część mnie już wskakuje na cieplutkie skórzane siedzenie obok chłopaka i wtula się w jego ramię, a druga stoi z założonymi rękoma i gwarantując co najmniej przeziębienie maszeruje z dumnie uniesioną głową do domu nie dając chłopakowi satysfakcji, że kolejna głupiutka dziewczynka uległa jego końskim zalotom.
            - Nie, dzięki. - odwróciłam głowę do tyłu, by deszcz mógł spokojnie spłynąć po mojej twarzy. - Lubię deszcz.
            Wicher się wzmógł, a teraz on starał się przekrzyczeć szum deszczu.
            - Nie pozwolę, żebyś sama szła do domu w taką pogodę.
            Jakby na zawołanie nad naszymi głowami przetoczył się grzmot. Włosy rozwiały mi się na wszystkie strony. Chłopak patrzył na mnie badawczo, jakby wcale nie był pewny jaki wykonam ruch.
            Wywróciłam oczami i weszłam do samochodu. Nathan dołączył do mnie z drugiej strony auta i zamknął mocno drzwi. Deszcz bębnił o dach samochodu, ale zagłuszało go bębnienie mojego serca i szczękanie zębami. Poczułam jak całe moje ciało zaczyna się trząść z zimna, a ciepły podmuch ogrzewania samochodowego jeszcze bardziej to pogłębił. Chłopak odwrócił się na tył samochodu, by po chwili opatulić mnie swoją kurtką.
            - Dzi-dzięki - niemal szczękałam zębami otulając się jego kurtką.
            - Lepiej? - spytał podkręcając bardziej ogrzewanie na świecącym panelu.
            - Mmmm... o wiele. - zamknęłam oczy i rozluźniłam się pod wpływem ciepła.
            Czułam się trochę krępująco siedząc tak blisko chłopaka. Czułam jego obecność, siedział zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Tak blisko. Zerknęłam na niego ukradkiem. Gapił się. Ze zdenerwowania wcisnęłam się głębiej w fotel i zanurzyłam się jeszcze bardziej w jego kurtce. Rozkoszowałam się przyjemnym zapachem Nathana. Przypominał mi zapach trawy cytrynowej zmieszanej z mocnym aromatem mięty. Z każdą chwilą czułam jak co raz bardziej opadają mi powieki.
            - Nie jesteś stąd. - to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
            - Nowy Jork. Wczoraj się przeprowadziłam. Razem z ciocią mieszkam na 24 Moore Park Road.
            - A rodzice?
            Mięśnie mojej twarzy gwałtownie się napięły, a w gardle wyczułam ciężką gulę. Śliski temat. 
            - Nie żyją. - skłamałam.
            Nathan spojrzał na mnie swoimi niebieskozielonymi tęczówkami jakby ze smutkiem.
            - Przepraszam.
            Nie powiedziałam "w porządku". Miałam wrażenie, że to chłopak, który wiedział, że dla mnie to wcale nie było "w porządku". Zrozumiał chyba, że nie chciałam z nim kontynuować tego tematu.

            - Nie musisz tego robić. - chłopak spojrzał na mnie pytająco. - Udawać, że mnie lubisz.
            Nathan wyłączył silnik w samochodzie i przyjrzał mi się uważnie. Dojechaliśmy już do domu Mayi. Kątem oka zauważyłam, że w salonie pali się światło. Miałam wielką nadzieję, że ciotka nie stoi w oknie i nie przypatruje się całej tej sytuacji.
            - Niczego nie udaję Hope.
            - To po co to robisz? - teraz to ja niczego nie rozumiałam.
            - Bo chcę cię poznać. - spojrzał mi w oczy - I... sądzę, że jesteś inną osobą za jaką się uważasz. Jest w tobie coś innego.
            Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok na swoje buty.
            - Zaufasz mi?
            Wcisnęłam drżące ręce do kieszeni i wyszłam z samochodu chłopaka na prosto na deszcz.
            - Dobranoc Nathan. - powiedziałam cicho zostawiając go samego w samochodzie.
            Weszłam po śliskich schodkach na ganek, żeby po raz ostatni zerknąć na samochód Nathana w oddali. W myślach krzyczałam do niego, żeby wrócił. Zawrócił ten pieprzony samochód i mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Cokolwiek. Bym mogła znowu poczuć na sobie zapach trawy cytrynowej i mięty. Czułam się jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Potrzebowałam kogoś obok siebie. Teraz.

~***~

Cześć i czołem znowu ^^
Rozdziałek pisany przez dwa dni siedzenia pod kołdrą z zapaleniem oskrzeli :3 cud, miód, malina powiem Wam, ale pisało mi się w miarę dobrze. 
Od razu mówię, że napisałam go już dwa dni wcześniej, ale mili panowie z UPC byli innego zdania...z innej beczki to chyba najdłuższy rozdział jaki dotąd napisałam i (mam nadzieję), że Was nie zanudziłam :) 
Do akcji wkroczyło The Wanted i od teraz będzie działo się jeszcze więcej. 
Lubie komplikować sprawy :D I niestety będę musiała jeszcze trochę pomęczyć Hope...

Coffee_xox i Szalona.♥ - hmm...napisałyście, że Hope ma "ducha", ale w pewnym sensie to nie jest duch. Można by powiedziec, że Hope ma "rozdwojoną osobowość" lub rozmawia ze swoim sumieniem. 

Dreamer. ♥ - oj Hope da popalić Alex i to bardzo ;o ale nie chcę spojlerować i masz dłuższy rozdziałek :3 

Także dłużej nie zanudzam. Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział. 
P.S uaktualniłam zakładkę Bohaterowie i proszę mnie nie bić za dodanie nowych bohaterów. 

Do następnego ♥


piątek, 30 sierpnia 2013

2. Where's that bitch?


      - Może jeszcze trochę w prawo. - przesunęłam ramę w prawą stronę i spojrzałam na ciotkę, która sprawdzała kciukiem czy obraz leży prosto.
      - Nie możemy tego zostawić na jutro? - jęknęłam cicho - Nie czuję już pleców.
             Maya wzięła młotek i przymocowała ramę do ściany.
      - Voilà! - uśmiechnęła się w moją stronę wskazując na obraz - Widzisz, a mówią, że tylko faceci się do tego nadają.
              Zaśmiałam się cicho i wzięłam kobietę pod rękę. Sądzę, że nie potrafi sobie wyobrazić jak bardzo ją kocham. Dobra, co ja gadam. Jest najlepszą osobą jaką znam. Nie wyobraziłabym sobie swojego dalszego życia, gdyby jej tu nie było. Mimo to, była najdziwniejszą osobą na świecie.
      - Dziękuję. - szepnęłam do niej wtulając się w jej ciało.
              Kobieta pogłaskała mnie po głowie wiedząc o co mi chodzi.
      - Dobra, musimy się śpieszyć, bo zaraz wróci Alex ze szkoły i muszę zrobić kolację, a na dodatek pewnie umierasz z głodu. - kobieta puściła mnie i ruszyła w stronę kuchni. - Może idź na górę i się rozpakuj...i ten...pierwsze drzwi po prawej!
              Wzięłam swoją starą walizkę i zaczęłam ją wtaszczać na piętro. Dom Mayi był ogromny oraz urządzony w nowoczesnym stylu aż do przesady. Biel wszystkich ścian, podłogi, sufitu i mebli aż bił po oczach, a wszystko wydawało mi się plastikowe. Cóż...ciotka była malarką i jej artystyczna dusza zostawiała ślady nie tylko na ścianach w pomieszczeniach ale i również wystroju wnętrz.
               Po wciągnięciu walizki po schodach skierowałam się do wyznaczonego przez ciotkę pokoju i otworzyłam drzwi. Po tym co tam zobaczyłam puściłam rączkę walizki, która głośno upadła na podłogę. Cały pokój wraz z meblami był urządzony na biało. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się dość dużej wielkości szafa i biurko z lampką. Po lewej stronie pokoju stała nie mała toaletka, drzwi do łazienki, a w kącie duże łóżko z jasnego drewna. Postawiłam zręcznym ruchem walizkę przy ścianie i padłam jak długa na łóżko, które było nienaturalnie miękkie. Ten pokój w każdy możliwy sposób różnił się od tego mojego w Nowym Jorku. Zacznijmy od tego, że moje "łóżko" było rozwalonym kawałkiem drewna, a na nim znajdował się materac z wystającymi na wszystkie strony sprężynami. Nie mogę się przyzwyczaić do tych nowych luksusów, bo to wszystko jest dla mnie w każdym możliwym tego słowa znaczeniu nowe. Usłyszałam trzaskanie drzwiami u dołu i głos Mayi, dlatego po cichu zeszłam po schodach.
      - I gdzie jest ta suka? - usłyszałam znajomy głos i mocne tupanie obcasami w drewniane panele. - Nie mów mi, że ma pokój obok mojego.
      - Nie mów tak o niej Alex, przecież wiesz ile przeszła...chcę żebyście się się zaprzyjaźniły tak jak dawniej...- ciotka krok w krok chodziła za córką po pokoju gestykulując rękoma.
      - Mówiłam ci to już wcześniej, że nie chce jej u siebie w domu.
      - Świetnie, bo jutro pójdziesz z nią na imprezę do tego całego Jake'a. - kobieta uśmiechnęła się i zaczęła rozkładać zastawę na stole.
                 Dziewczyna opadła na najbliższą kanapę z miną przybitego psa.
      - Mówiłam ci mamo, że on się nazywa John, a nie Jake to po pierwsze, a po drugie nigdzie jej nie zabieram! Tam będą starsi chłopcy i nie chcę żeby mi narobiła wstydu. - mruknęła.
                 W tym samym momencie weszłam do salonu i stanęłam w przejściu patrząc się to na ciotkę, a to na Alex. Dziewczyna wstała z kanapy i podeszła do mnie uśmiechając się krzywo.
      - O! Witaj Hope. Nawet nie wiesz jak się stęskniłam. - przytuliła mnie lekko jakby bała się, że się czegoś ode mnie zarazi. - I widzę, że się poprawiłaś z wagą. Wyglądasz o wiele lepiej niż rok temu w szpitalu. Nikt raczej by nie poleciał na kości, prawda?
                 Poczułam mocny ucisk w klatce piersiowej, a ręce wepchnęłam głęboko w kieszenie dżinsów. Na twarzy Alex wpłynął szeroki uśmiech satysfakcji, a ona sama zadowolona z tego, że znalazła mój czuły punkt pomaszerowała na górę do swojego pokoju, zostawiając mnie w salonie z rozdziawionymi ustami.
     - Alexandro Reed, proszę natychmiast tutaj wrócić na dół. Nie toleruję takiego zachowania! - Maya, rzuciła talerze na stół.
     - Nie, nie szkodzi Maya. Nic się nie stało. - wycedziłam przez zęby wycierając kątem dłoni mała łzę.      - Ja...się będę zbierać.
                Naciągnęłam rękawy bluzki i ze spuszczoną głową poszłam na górę do swojego pokoju ignorując ciotkę wołającą mnie na obiad. Nie ruszę niczego. Nie dam tej blond suce powodu do satysfakcji. Pomaszerowałam po schodach do swojego pokoju omijając drzwi z napisem "ALEX" szerokim łukiem. Czułam się jakby temperatura w pokoju automatycznie wzrosła do czterdziestu stopni, jak nie więcej. Miałam największą ochotę przyjść tam do niej i nawrzucać jak bardzo jej nienawidzę. Czemu to wydawało mi się beznadziejne? Czemu jeszcze to znoszę? Daje sobą pomiatać. Dzień za dniem czuje się co raz bardziej pusto. A teraz w Londynie, sądziłam, że zobaczę coś innego. Staram się, wyjść na prostą.
     - Nie, nie starasz się. - pojawiła się przede mną. - W innym wypadku nie miałabyś tego na nadgarstkach. - przesunęła rękaw swetra pokazując czerwone rany.
                Znowu tu jest. Uśmiechnięta, dziewczyna w długiej białej sukience bawiąca się swoimi włosami usiadła obok mnie na łóżku. Ta, która pojawiała się obok gdy tylko tego chciałam. Potrafiłam zrobić z nią wszystko, ale nie to, by zniknęła. Kolejna osoba, która mówi mi kim jestem lub raczej kim powinnam być.
     - Znam cię Hope. Beze mnie nie możesz żyć. - odwróciłam twarz, by na nią nie patrzeć, ale okazało się to złym posunięciem. Była wszędzie. - Jesteśmy jak siostry.
                 Dziewczyna przytuliła się do mnie mocno, jednocześnie nie pozbywając się uczucia pustki.
     - Nie myślałaś kiedyś o tym, jakby to było piękne zniknąć. Raz. - spytała pocierając moją dłoń.
     - Nie chcę.
     - Wiesz, co robić. - wskazała głową walizkę uśmiechając się uroczo.
                 Pochyliłam się nad walizką, otworzyłam ją i z kieszeni drugiej pary jeansów wyjęłam moją błyszczącą przyjaciółkę.
      - Znowu się widzimy. - szepnęłam okręcając ją w okół palców.
                 Zrobiłam malutką kreskę na ręce, zapominając o bólu. Z kolejnymi poszło łatwiej, w końcu jak to się mówi: "Pierwsza kreska jest najgorsza, potem wszystko idzie jak z płatka". Położyłam głowę na poduszce i ułożyłam rękę obok siebie.
      - Słodkich snów skarbie. - zdążyłam usłyszeć słodki głos dziewczyny.
                 Czułam się jak marionetka. Znowu.
               
   ~***~

WSZEM I WOBEC OGŁASZAM, ŻE TO NAJGORSZY ROZDZIAŁ JAKI UDAŁO MI SIĘ NAPISAĆ. AMEN

Tak. Wiem, że mnie zabijecie za tak karygodnie krótki rozdział. Na dodatek nudny ;-; 
Przepraszam po raz 45867095286730562 tym razem na kolanach :) 
Nie skomentuje tego jak bardzo źle mi się ten rozdział pisało, bo pewnie powiecie to samo w komentarzach pod spodem. 
Nie żałujcie sobie krytyki na mojej osobie.

Coffee_xox - chciałabym i to bardzo ci zaspojlerować, ale gdybym to zrobiła to z pewnością nie byłabyś ciekawa rozdziałów :) Ale powiem tylko tyle, że z Nathanem nie będzie tak prosto...

Lefty Bell - no pewnie Wercia jak bym mogła Ciebie nie pamiętać ^^ 

Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałami, 1512 wyświetleń (na chwilę obecną), 16 obserwatorów i w ogóle za wszystkie miłe słowa <3 
Serio, to wszystko bardzo dużo dla mnie znaczy, a każdy komentarz niesamowicie mnie motywuje :)
 + dodałam nowe postacie w zakładce Bohaterowie 

W między czasie również dostałam 3 kolejne nominacje do The Versalite Blog Award
Dlatego ogromne podziękowania do Dreamer.♥, EN Say oraz Lose my mind (wiem, że nominacja była na bloga "I'll be your strenght" ale z powodów technicznych zrobię ją tutaj, mam nadzieję, że nie sprawi to kłopotu)
Coś tak sądzę, że wszyscy znacie już tego regulamin, więc nie będę się powtarzać i od razu przejdę do faktów (mam ich zrobić 21 O.o)

1. Jestem bardzo ufną (żeby nie powiedzieć naiwną) osobą.
2. Parę razy uratowałam życie mojej mamie.
3. Mam bardzo niską samoocenę.
4. Szczerze, to depresja łapie mnie częściej niż przeziębienie.
5. Jestem wielką fanką Nickelback :) 
6. Zawszę płaczę słuchając "Lullaby", bo to "wspólna" piosenka moja i taty.
7. Gdy moi rodzice byli w separacji, mój tata był w przysłowiowym dole. Puściłam mu "I'll be your strenght" i siedzieliśmy w samochodzie razem sobie płacząc. 
8. Sądzę, że zostanę sama do końca życia i nikt mnie nigdy nie pokocha :'<
9. Nadal tu jestem tylko dzięki idolom.
10. Moje urodziny wypadają 2 września (tak, w rozpoczęcie roku ;-;)
11. Tak a propos mojej fobii (patrz. poprzedni post) kiedyś zemdlałam na cmentarzu i prawie wpadłam do trumny...
12. Przeszłam przez zaburzenia odżywiania, a teraz samookaleczanie.
13. Jak czytam jakikolwiek hejt na moich idoli, często płaczę. To bardzo boli, tym bardziej jak się kocha te osoby i praktycznie zawdzięcza się im życie, a druga osoba praktycznie ich nie zna i mówi co chce.
14. Nie mam żadnego talentu.
15. Bardzo łatwo mnie urazić, chociaż umiem odpyskować to i tak mnie to boli.
16. Boję się, że nigdy nie spotkam swoich idoli i nie powiem ile dla mnie znaczą.
17. Uwielbiam oglądać filmy.
18. Mój ulubiony film to "Nietykalni" mogłabym go oglądać 124587105 razy, a i tak nigdy mi się nie znudzi.
19. Chciałabym, żeby ktoś z twittera chodził do mojej szkoły.
20. Nie było mnie dzisiaj na TIU ;-; *płacze* cała sala w moim mieście jest zajęta.
21. Jak ogłoszą koncert TW w Polsce to będę pierwsza w kolejce haha :D

Uff...dobra, coś tak sądzę, że teraz wiecie o mnie więcej niż ja o sobie xd 
Przepraszam jeśli Was zanudziłam tym rozdziałem >.< 

Ale za to powiem Wam, że w następnym będzie się duuuuuuużoooooo działo obiecuję :3 *szyderczy śmiech*
Zostawiam was w niepewności
Do następnego xx 


Wattpad