czwartek, 19 września 2013

3. Sid


             Poczułam jak promienie słońca prześlizgują się przez zasłony w pokoju by w ostatnim momencie zatrzymać się na mojej twarzy. Zmarszczyłam czoło i zasłoniłam oczy, by zasłonić je przed światłem. Podniosłam głowę z poduszki i dopiero po chwili zrozumiałam, że nie znajduję się w swoim starym pokoju i musiałam się przyzwyczaić do nowego wystroju. Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka macając ściany w poszukiwaniu włącznika do światła w łazience. Zdjęłam wczorajsze ubrania, a potem weszłam do wanny. Jeszcze nie do końca obudzona umyłam w strumieniu zimnej wody twarz oraz włosy. Nie mogłam zebrać myśli po wczorajszej nocy. Znowu się poddałam. Znowu zrobiłam to wbrew sobie. Posłuchałam jej. Przesunęłam mokrymi palcami po czerwonym nadgarstku oblepionym zaschniętą krwią i zamknęłam oczy. Chcę o tym zapomnieć. To był błąd, miałam zacząć nowe życie bez blizn i bez nowych niespodzianek.
            Skończyłam szybko swoją kąpiel i w szlafroku oraz mokrych włosach stanęłam przed ogromną szafą. Nie miałam dużo ubrań. Dobra, co ja mówię. Szafa świeciła pustkami nie licząc jednego brązowego swetra, trzech wyciągniętych bluz, dwóch par dżinsów oraz czarne trampki. Co tu dużo mówić, nie mam za dużo pieniędzy na większe zakupowe szaleństwa. Włożyłam przez głowę za dużą koszulę w khaki, jedną z dwóch par dżinsów, buty i włosy spięłam wysoko w kucyka. Przebrana i w pełni obudzona zeszłam na dół w poszukiwaniu reszty domowników. W domu było podejrzanie cicho. 
            - Maya? - weszłam do kuchni, a mój wzrok powędrował na kartkę wiszącą na lodówce. 

"Dzień dobry Hope :) Przepraszam, że nie miałaś okazji zastać nas w domu, ale musiałam wyjść załatwić sprawy na mieście. Czuj się jak u siebie w domu :) Zostawiłam Ci parę funtów jakbyś chciała się rozejrzeć po mieście. Całuję xx"

                 Zwinęłam kartkę z listem i do kieszeni włożyłam plik banknotów. Był weekend i za dwa tygodnie miałam rozpocząć nową szkołę w Londynie. Zgodnie z tym wypadałoby w pewnym sensie rozejrzeć się po mieście. Jak sama, to sama...
                 Wzięłam z miski na stole jedno jabłko, do kieszeni wcisnęłam telefon i tak oto poszłam na odkrywanie Londynu. 

                                                                                              ***

                Następne godziny spędziłam po chodzeniu po ulicach Londynu. Mniej więcej zaczynałam już się przyzwyczajać do lewostronnego ruchu jazdy oraz angielskiego akcentu posłyszanego na ulicy. Już teraz mogłam powiedzieć, ze to miejsce o wiele różniło się od Nowego Jorku. Było...spokojniej. Budynki z własnymi historiami...to wszystko było inne. Nie, nie nabrałam dziwnych uprzedzeń po Nowym Jorku, po prostu skończyłam tam swoją historię. Zamknęłam już ten rozdział w swoim życiu. Wraz z tamtymi ludźmi. 
            Poczułam jak nogi odmawiają mi już posłuszeństwa i zmęczona, padłam jak długa na krzesło w kawiarni, po chwili pijąc gorące espresso. Przycupnęłam przy stoliku obok okna rozkoszując się pięknym widokiem nad Tamizą. Przyglądałam się ludziom na ulicy, dwóm kobietom z nowoczesnymi wózkami jak sądzę, plotkującymi o bóg wie czym, biznesmenie w czarnym Audi nerwowo stukającym palcami w kierownicę, a nawet staruszce karmiącej gołębie na ławeczce. 
            Ale mój wzrok przykuło coś innego, a raczej ktoś. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzałam się po kawiarni i rozsiadłam się bardziej na krześle. Nadal to samo. Podniosłam wzrok znad rzędu krzeseł, a po chwili zobaczyłam wysokiego chłopaka w czapce i okularach patrzącego się na mnie z drugiego końca sali. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ale samo to, że się gapił przyprawiało mnie o dreszcze. Szybko wstałam ze swojego miejsca i rzuciwszy pieniądze na stół wyszłam szybkim krokiem z kawiarni.
            Przeszłam szybko do końca ulicy, po czym odwróciłam się za siebie prawie wpadając pod koła rowerzysty. On za mną s z e d ł. Przyspieszyłam kroku co chwilę oglądając się za siebie, ale on nie dawał za wygraną i robił to samo co ja. Pomału zaczynałam już panikować i puściłam się biegiem w miasto by tylko go zgubić. Ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotkę, a ja przeciskałam się pomiędzy nimi aż w końcu zauważyłam jakieś duże zgromadzenie w centrum miasta. Dookoła było pełno ludzi, fotoreporterzy, którzy kręcili się w pobliży cykali zdjęcia jak oszaleli autobusy stały na środku odgrodzonego placu, a ochroniarze starali się odsunąć od nich dość dużą grupę piszczących nastolatek. Z tego całego pośpiechu wbiegłam na jakąś blondynkę wytrącając jej stos kartek na ziemię. Była ubrana w przeraźliwie neonowe kolory od których aż bolała głowa. Blond włosy miała związane w kłosa biegnącego po jej lewym ramieniu. Oba policzki miała muśnięte delikatnymi piegami, prawie nie zauważalnymi na pierwszy rzut oka. Jej oczy były koloru niebieskoszarego, lekko zamglone, przypominające mi przyciemnianą szybę w samochodach.
            - Cholera...przepraszam. - zgarnęłam jednym ruchem kartki i wcisnęłam je w ręce dziewczyny nadal rozglądając się dookoła. - Czy mogłabym wejść?
            - Ty jesteś tą nową asystentką? - uniosła wysoko brew.
             - Co?..Jaką asys...A! Tak, to ja... - starałam się wyjść jak najbardziej naturalnie. - Mogę wejść? Proszę.
            Dziewczyna kiwnęła głową w stronę gorylowatego ochroniarza i przepuściła mnie w stronę autobusu.
              - Jak dobrze, że cię znalazłam od pół godziny powinniśmy ruszyć ze zdjęciami, a praca nadal stoi w miejscu. - dziewczyna trajkotała jak katarynka, a ja posłusznie dreptałam za nią. - A właśnie, zapomniałam się przedstawić. Jestem Cassie i to ja jestem tutaj prawą ręką Scootera, no wiesz menadżera zespołu.- wyjaśniła widząc, że nie wiem o kogo chodzi.
            - A ja jestem...
            - Ty jesteś moją asystentką i pomagasz mi uporać się z tą piątką debili. - wywróciła oczami i wpakowała mi stos papierów w ręce. - Swoją drogą jak już tu jesteś możesz się trochę rozejrzeć na planie, poznać ludzi i zanieść te papierzyska Nano. Okej, dzięki wielkie...
            - Hope. - powiedziałam pierwszy raz chyba od piętnastu minut w ciągu których słuchałam jej angielskiego akcentu.
            Dziewczyna mrugnęła w moją stronę i pobiegła do przyczepy z wielkim napisem "BUFET" na drzwiach zostawiając mnie na środku placu z wierzą papierów niewiadomego pochodzenia. I kim był ten cały Nano? I w ogóle o jaki plan chodziło?! Kręcili film?! W co ja się znowu wpa...
            - Z DROGI LUDZIE! - krzyk mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia, a coś mocno pchnęło mnie na ziemię.
Z n o w u ?!
            - Ja pierdole Max jak ty kierujesz tym wózkiem. Ludzi zabijasz. - mruknął właściciel białych Conversów.
            - Zamknij się Tom. Hey, honey nic ci nie jest? - poczułam jak obaj mnie podnoszą z mokrej od deszczu podłogi. Nogi miałam jak z waty, a głowa pulsowała mi tak bardzo jakby przejechał mnie co najmniej kombajn.  
            Po odklejeniu policzka z podłogi mogłam się bliżej przyjrzeć chłopakom którzy potrącili mnie wózkiem sklepowym. Nie wnikam już nawet jak się on tam znalazł.
            Chłopak w Conversach miał dłuższe ciemne włosy, brązowe, błyszczące oczy i twarz co mnie lekko dziwiło z licznymi znamionami oraz jednodniowym zarostem. Cały czas praktycznie zdobił go szeroki uśmiech, dzięki któremu aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Max z kolei wyglądał na starszego i to nie dzięki włosom (a właściwie ich braku), ale bardziej postawy. Jakby to ubrać w słowa... mówił, wyglądał, poruszał się jak stu procentowy Brytyjczyk.
            - Nie, dzięki. - zaczęłam strzepywać z dżinsów plamy z błota zanim jeszcze nie zaschły.  
            - Chyba jesteś tu nowa, prawda? Tej buźki jeszcze nie widzieliśmy - Tom podparł sobie podbródek udając że myśli.
            - Taa, jestem asystentką Cassie. Jakkolwiek to zabrzmi. - wywróciłam oczami, a chłopaki pomogli mi zbierać papiery z podłogi. - Znalazłam się tu całkowitym przypadkiem i nie wiem co i jak. Cassie dała mi cynk, że mam to zanieść niejakiemu "Nano" i rozejrzeć się na planie, a wtedy wpadłam na was i w sumie... to tyle.
            Chłopaki zaśmiali się, a ja spojrzałam się na nich pytająco nie wiedząc o co chodzi.
            - Nano to nasz menadżer, ale robi za naszą niańkę, a tutaj aktualnie kręcimy teledysk do Chasing The Sun naszego nowego singla - wyjaśnił Max - Prawdopodobnie jest w tej przyczepie z Scooterem, który jest głową tego wszystkiego. Podlizuj się jak wlezie, a może nie wylecisz. U nas i tak masz dużego plusa.
            - Za co?
            - Za twardą główkę honey. - uśmiechnął się do mnie i wsiadł do wózka sklepowego popychanego przez Tom'a jednocześnie prawie wjeżdżając w kobietę noszącą całą tackę z kubkami wrzącej kawy.
            Jak dzieci, pomyślałam, ale jednocześnie zaśmiałam się do siebie. Jak sądzę to są właśnie ci debile opisani przez Cassie, którymi mam się opiekować. Sądząc po tym czego właśnie byłam świadkiem, to będzie trudny orzech do zgryzienia.
            Chwiejąc się na nogach z blokiem kartek (które po przeżyciu już dwóch upadków na brudne Londyńskie uliczki nie wyglądały dość zachęcająco) zmierzałam do wskazanej przez Max'a przyczepie.
            Grzecznie zapukałam do drzwi w przyczepie i otworzył mi wysoki mężczyzna, ale o wiele starszy od Max'a i Tom'a. Rozpoznałam go po przypince z napisem: SCOOTER - MENADŻER. Posłałam mu szeroki uśmiech i dyskretnie wychyliłam się zza niego w poszukiwaniu najlepiej jego klona tylko z napisem NANO.
            - W czymś pomóc? - spytał.
            - Taak, widzi pan. Jestem tu nowa i jeszcze zbytnio się tutaj nie orientuję... - zaczęłam gestykulować rękoma, ale pakunek w rękach mi w tym uniemożliwiał.
            - A tak, ty jesteś tą nową asystentką Cass. - wziął ode mnie papiery i położył je na stole - Dzięki, że to przyniosłaś, przekażę je Nano. Już się martwiłem, że się zgubiły. Bez nich niczego byśmy nie nakręcili.
            Zaśmiałam się nerwowo i poczułam jak strużka zimnego potu przebiega mi po plecach. Modliłam się w myślach żeby nie dostrzegł w moich słowach nutki ironii.
            - Mógłby mi pan tak tylko mniej więcej wytłumaczyć na czym polega moja praca?
            - Pewnie, usiądź. - wskazał krzesełko przed biurkiem.
            Przez większość czasu Scooter, bo tak kazał mi na siebie mówić, opisywał mi moją pracę. Moim zadaniem było niańczenie chłopaków oraz pomaganie Cassie, w sumie łatwizna. Nie chciałam mu powiedzieć, że trafiłam tu całkowicie przez przypadek i nie wiem nic o zespole The Wanted, o jego twórczości ani członkach grupy. Co chwilę jednak potakiwałam głową i się do niego uśmiechałam, więc  liczyłam chociaż na cień nadziei, że nie zauważy tego, że jestem spięta.
            - No to chyba na tyle Heather. - westchnął mężczyzna wstając z krzesła i podając mi rękę na do widzenia.
            - Hmm... jestem Hope. - skrzywiłam się, bo nienawidziłam jak ktoś myli moje imię, które bądź co bądź nie było zbyt popularne.
            Scooter machnął ręką i odprowadził mnie do drzwi.
            - Za chwilę będziemy zaczynać pierwsze ujęcia, będziesz mogła się wykazać. - mrugnął do mnie, a naszą rozmowę przerwał dzwonek w jego iPhonie zwiastujący powrót do pracy.
            - A! Tu jesteś Hope! - usłyszałam roześmiany głos blondynki, która była w towarzystwie nieznanego mi chłopaka. - Właśnie o niej ci mówiłam Jay.
            Chłopak wyglądał wręcz komicznie stojąc obok mnie. Mógł mieć dobre metr dziewięćdziesiąt wzrostu jak nie więcej. Na głowie miał dosłownie burzę loków, duże czyste, niebieskie oczy oraz śliczny, szeroki uśmiech. Na ręce miał liczne tatuaże, ale mi w oko najbardziej rzucił się ten z jaszczurką, która wiła mu się po przed ramieniu. Jay uścisnął mi dłoń z czego moja drobna wręcz zatopiła się w jego dużej ręce.
            - Miło mi. - odwzajemniłam uśmiech.
            - To ty jesteś tą dziewczyną, którą potrącił Max i Tom? - spytał Jay chowając rękę do kieszeni dżinsów.
            - Aż tak widać? - wskazałam palcem na fioletowego siniaka rosnącego na ramieniu.
            - Plotki szybko się rozchodzą. - skwitował blondyn.
            - Dobrze ci radzę Hope, tak na wszelki wypadek kupić od jutra duże opakowanie melisy. - Cassie wzięła mnie pod rękę i odsunęła od chłopaka.
            - W twoim przypadku nie za bardzo się przydało, prawda Cass? - wypalił Jay, któremu od razu dostało się po głowie od blondynki.
            - Ciekawe przez kogo. - zaśmiałam się z tego uroczego przekomarzania pary.
            - KONIEC PRZERWY! MAMY DZIECIĘĆ MINUT OPÓŹNIENIA! - usłyszałyśmy głos Scootera z megafonu, który stał tuż za nami, przyprawiając nas o prawie zawał serca.
            Całą trójką pomaszerowaliśmy za menadżerem w stronę planu gdzie pracowała już cała reszta ekipy z kamerami. Jay pożegnał się z nami i pobiegł w stronę makijażystki widząc na sobie mordujący wzrok menadżera. Jak wytłumaczyła mi Cassie, akcja teledysku miała się dziać w klubie, gdzie chłopaków wyrywa piątka pięknych dziewczyn, które są wampirami z tatuażami w kształcie słońca. Uwodzą ich oraz gryzą. Pomysł teledysku uznałam za lekko dziwaczny, ale gdy dowiedziałam się, że to Cassie była pomysłodawczynią, postanowiłam się nie odzywać, a tym bardziej nie wyrażać swojej opinii. Wraz z dziewczyną usiadłyśmy na krześle z miejsca gdzie mogłyśmy obejrzeć plan jednocześnie popijając gorącą herbatę.
            - Od dawna znasz chłopaków? - spytałam ją z ciekawości.
            Dziewczyna uśmiechnęła się, jakby wróciło do niej jakieś wspomnienie i pokiwała głową.
            - Max jest moim kuzynem, a Sid'a, Tom'a, Jay'a i Sivę poznałam trzy lata temu.
            Zmarszczyłam czoło nie wiedząc o kogo jej chodzi.
            - Kim jest Sid i Siva?
            Dziewczyna otworzyła usta żeby odpowiedzieć, ale przerwał jej Scooter, który wyrósł z ziemi naprzeciwko nich.
            - O wilku mowa, Hope idź znaleźć Sid'a. Czekamy tylko na niego, a pewnie znowu nie usłyszał dzwonka.
            - Pierwsza przyczepa po prawej. - szepnęła mi do ucha Cassie.
            Poderwałam się z krzesełka i ruszyłam w wyznaczonym kierunku aż w końcu doszłam do ogromnej przyczepy z napisem THE WANTED i lekko zapukałam. Cisza. Nacisnęłam klamkę i lekko zdziwiona, że drzwi są otwarte, ale weszłam do środka. Modliłam się w duchu żebym tylko nie zobaczyło go w jakiejś dwuznacznej sytuacji... jak no nie wiem, siedzącego na toalecie. Przeszłam przez salon, albo raczej to co z niego zostało. Wszędzie były porozrzucane ubrania, metki, pudełka po pizzy, niedopalone papierosy, puszki po piwie oraz inne nie zidentyfikowane przez National Geographic rzeczy.
            Nagle w tej samej chwili usłyszałam jakiś nieokreślony dźwięk dochodzący z jednego z pokoi.
            - Sid? - zapukałam do drzwi, ale odpowiedziało mi chrząknięcie.
            - Jay, jeśli to ty radzę ci wziąć dupę w troki i...
            Otworzyłam nieśmiało drzwi i jednocześnie przerwałam chłopakowi w pół słowa.
            C h o l e r a
            - O boże, przepraszam ja... kurde. - zaczęłam się jąkać i starałam się nie patrzeć na chłopaka stojącego przede mną bez koszulki tylko w samych spodniach.
            - Nie szkodzi. - mruknął chłopak zarzucając na siebie bluzkę.
            Czułam jak moje uszy robią się czerwone, więc spuściłam głowę starając się wyrzucić z myśli obraz pół nagiego chłopaka.
            - Ty jesteś Sid?
            Chłopak zmarszczył swoje ciemne brwi, ale po chwili zrozumiał o co mi chodzi.
            - Co? Aa... nie, jestem Nathan, ale nazywają mnie Sid, bo wyglądam jak ta postać z bajki no wiesz... - zaczął gestykulować rękoma jakby szukał słowa, ale jednocześnie nie mógł się wysłowić.
            Stałam tak blisko niego, że mogłam wyczuć jego męskie perfumy. Miał ciemne, brązowe włosy, które po założeniu bluzki delikatnie się nastroszyły i pozostały w nieładzie. Sądząc po wyglądzie mógł być o parę lat starszy ode mnie.
            - Jesteś ta nowa, prawda? - spytał patrząc mi w oczy - Chłopaki coś mówili, że będziesz nas niańczyć.
            - Tak, Hope. - wzruszyłam ramionami. - Scooter się nieźle na ciebie wkurzył, więc radzę ci iść na plan.
            Chłopak przeklął pod nosem i zaczął zakładać buty, wrzucił na siebie skurzaną kurtkę i w szybkim tempie przesłał mi przelotny uśmiech.
            - Miło poznać Hope. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
            Spuściłam wzrok na podłogę.
            - Ja też. - uśmiechnęłam się lekko.
            Nathan przepuścił mnie w drzwiach i oboje w ciszy poszliśmy w stronę planu.

***

            - Widzimy się  jutro o trzynastej tak? - spytała Cassie jednocześnie żegnając się resztą ekipy.
            - Pewnie. - uśmiechnęłam się do niej.
            Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i mocno mnie przytuliła na pożegnanie.
            - To do zobaczenia jutro Hope. - blondynka pomachała w moją stronę i przeszła na drugą stronę ulicy.
            Z nieba zaczął padać rzęsisty deszcz, a ja stałam na środku ulicy w cienkiej koszuli. Super. Nie ma to jak Londyn późną jesienią. Sięgnęłam do kieszeni, by wyjąć telefon i zadzwonić po taksówkę, ale nie było go w ani jednej ani drugiej. Momentalnie zaczęłam panikować. Okradli mnie?! Przecież nigdzie go nie wyjmowałam na planie. Dobra, Hope weź sie w garść. Gdzie ja go ostatnio miałam? Przestudiowałam w myślach cały swój dzisiejszy dzień aż w końcu sama sobie odpowiedziałam na pytanie.
            K a w  i a r n i a.
            Jak głupia wybiegłam z tej kawiarni zostawiając na środku telefon. Zaczęłam przeklinać siebie w myślach gdy nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Już miałam się odwrócić i odpyskować temu nachalnemu podrywaczowi gdy usłyszałam, że wołał moje imię.
            - Hope, to ja! -           zza drzwi kierowcy czarnego BMW wystawała twarz Nathana. - Chodź, bo zmarzniesz.
            - Idź sobie! - krzyknęłam, ale zagłuszyła mnie burza.
            Szybko wyskoczył z samochodu nie gasząc silnika i otworzył mi drzwi pasażerskie dla zachęty. Całkowicie ignorował deszcz, który zmoczył jego ubranie i włosy do suchej nitki oraz zaczynał już brudzić skórzane siedzenia. Czułam jak jedna część mnie już wskakuje na cieplutkie skórzane siedzenie obok chłopaka i wtula się w jego ramię, a druga stoi z założonymi rękoma i gwarantując co najmniej przeziębienie maszeruje z dumnie uniesioną głową do domu nie dając chłopakowi satysfakcji, że kolejna głupiutka dziewczynka uległa jego końskim zalotom.
            - Nie, dzięki. - odwróciłam głowę do tyłu, by deszcz mógł spokojnie spłynąć po mojej twarzy. - Lubię deszcz.
            Wicher się wzmógł, a teraz on starał się przekrzyczeć szum deszczu.
            - Nie pozwolę, żebyś sama szła do domu w taką pogodę.
            Jakby na zawołanie nad naszymi głowami przetoczył się grzmot. Włosy rozwiały mi się na wszystkie strony. Chłopak patrzył na mnie badawczo, jakby wcale nie był pewny jaki wykonam ruch.
            Wywróciłam oczami i weszłam do samochodu. Nathan dołączył do mnie z drugiej strony auta i zamknął mocno drzwi. Deszcz bębnił o dach samochodu, ale zagłuszało go bębnienie mojego serca i szczękanie zębami. Poczułam jak całe moje ciało zaczyna się trząść z zimna, a ciepły podmuch ogrzewania samochodowego jeszcze bardziej to pogłębił. Chłopak odwrócił się na tył samochodu, by po chwili opatulić mnie swoją kurtką.
            - Dzi-dzięki - niemal szczękałam zębami otulając się jego kurtką.
            - Lepiej? - spytał podkręcając bardziej ogrzewanie na świecącym panelu.
            - Mmmm... o wiele. - zamknęłam oczy i rozluźniłam się pod wpływem ciepła.
            Czułam się trochę krępująco siedząc tak blisko chłopaka. Czułam jego obecność, siedział zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Tak blisko. Zerknęłam na niego ukradkiem. Gapił się. Ze zdenerwowania wcisnęłam się głębiej w fotel i zanurzyłam się jeszcze bardziej w jego kurtce. Rozkoszowałam się przyjemnym zapachem Nathana. Przypominał mi zapach trawy cytrynowej zmieszanej z mocnym aromatem mięty. Z każdą chwilą czułam jak co raz bardziej opadają mi powieki.
            - Nie jesteś stąd. - to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
            - Nowy Jork. Wczoraj się przeprowadziłam. Razem z ciocią mieszkam na 24 Moore Park Road.
            - A rodzice?
            Mięśnie mojej twarzy gwałtownie się napięły, a w gardle wyczułam ciężką gulę. Śliski temat. 
            - Nie żyją. - skłamałam.
            Nathan spojrzał na mnie swoimi niebieskozielonymi tęczówkami jakby ze smutkiem.
            - Przepraszam.
            Nie powiedziałam "w porządku". Miałam wrażenie, że to chłopak, który wiedział, że dla mnie to wcale nie było "w porządku". Zrozumiał chyba, że nie chciałam z nim kontynuować tego tematu.

            - Nie musisz tego robić. - chłopak spojrzał na mnie pytająco. - Udawać, że mnie lubisz.
            Nathan wyłączył silnik w samochodzie i przyjrzał mi się uważnie. Dojechaliśmy już do domu Mayi. Kątem oka zauważyłam, że w salonie pali się światło. Miałam wielką nadzieję, że ciotka nie stoi w oknie i nie przypatruje się całej tej sytuacji.
            - Niczego nie udaję Hope.
            - To po co to robisz? - teraz to ja niczego nie rozumiałam.
            - Bo chcę cię poznać. - spojrzał mi w oczy - I... sądzę, że jesteś inną osobą za jaką się uważasz. Jest w tobie coś innego.
            Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok na swoje buty.
            - Zaufasz mi?
            Wcisnęłam drżące ręce do kieszeni i wyszłam z samochodu chłopaka na prosto na deszcz.
            - Dobranoc Nathan. - powiedziałam cicho zostawiając go samego w samochodzie.
            Weszłam po śliskich schodkach na ganek, żeby po raz ostatni zerknąć na samochód Nathana w oddali. W myślach krzyczałam do niego, żeby wrócił. Zawrócił ten pieprzony samochód i mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Cokolwiek. Bym mogła znowu poczuć na sobie zapach trawy cytrynowej i mięty. Czułam się jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Potrzebowałam kogoś obok siebie. Teraz.

~***~

Cześć i czołem znowu ^^
Rozdziałek pisany przez dwa dni siedzenia pod kołdrą z zapaleniem oskrzeli :3 cud, miód, malina powiem Wam, ale pisało mi się w miarę dobrze. 
Od razu mówię, że napisałam go już dwa dni wcześniej, ale mili panowie z UPC byli innego zdania...z innej beczki to chyba najdłuższy rozdział jaki dotąd napisałam i (mam nadzieję), że Was nie zanudziłam :) 
Do akcji wkroczyło The Wanted i od teraz będzie działo się jeszcze więcej. 
Lubie komplikować sprawy :D I niestety będę musiała jeszcze trochę pomęczyć Hope...

Coffee_xox i Szalona.♥ - hmm...napisałyście, że Hope ma "ducha", ale w pewnym sensie to nie jest duch. Można by powiedziec, że Hope ma "rozdwojoną osobowość" lub rozmawia ze swoim sumieniem. 

Dreamer. ♥ - oj Hope da popalić Alex i to bardzo ;o ale nie chcę spojlerować i masz dłuższy rozdziałek :3 

Także dłużej nie zanudzam. Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział. 
P.S uaktualniłam zakładkę Bohaterowie i proszę mnie nie bić za dodanie nowych bohaterów. 

Do następnego ♥


Wattpad