sobota, 23 listopada 2013

4. It doesn't matter

           
            Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Wsłuchiwałam się w uspokajające tykanie zegara, nic. Liczyłam owieczki, ale po dwieście czterdziestej pierwszej stwierdziłam, że to nie ma sensu. Przewracałam się z boku na bok starając znaleźć sobie wygodną pozycję w łóżku, nadal nic. Głowa bolała mnie od ciągłego płaczu w poduszkę. Brawo Hope, wszystko potrafisz spieprzyć. Czemu nie potrafiłam zaufać? Za dużo osób mnie zraniło. Byłam naiwna, z pietyzmem słuchałam każdego ich słowa, żeby potem usłyszeć tylko jedno: do widzenia.
            Serio, myślałaś, że mi na tobie zależy? - te słowa wywołały u mnie lawinę wspomnień, o których chciałam jak najszybciej zapomnieć.
            Chciałem się tylko tobą pobawić. Liczyłem jednak na coś więcej. - zamknęłam oczy starając się wyrzucić to z pamięci. Ten ból wracał. Stałam przed nim na trzęsących się nogach czując jak z każdym słowem coraz bardziej wbija mi nóż w serce. Nie schodził mu uśmiech z twarzy jakby to wszystko sprawiało mu satysfakcję. Wysoka postawa chłopaka wyrosła naprzeciwko mnie i ze śmiechem przypatrywała się jak wyrzucałam z siebie problemy, przyklejona policzkiem do muszli klozetowej. 
            Ciężko podnosząc się z zimnej podłogi, oparłam się o umywalkę i położyłam rozgrzane czoło o przyjemnie chłodne lustro. Odkręciłam kurek i zanurzyłam we wrzącej wodzie ręce by potem opłukać nimi twarz. 
            Raz. Dwa. Trzy...
                          
***

             Poczułam jak ktoś mocno mnie szarpie za ramiona wyrywając mnie ze snu. Mruknęłam coś cicho pod nosem i zaciągnęłam kołdrę wysoko na głowę.              
             Boże idź już sobie, daj mi spać. - powiedziałam w myślach i przewróciłam się na drugi bok.
             - Hope wstawaj! - usłyszałam nad sobą krzyk ciotki, która zerwała ze mnie szybkim ruchem kołdrę. - Za chwilę wychodzą, idę załatwić sprawę z Twoimi rodzicami w sądzie. 
             Odsunęłam kołdrę z twarzy, by lepiej widzieć Mayę. 
              - Jak to? 
              Kobieta wywróciła oczami. Faktycznie, ubrana była w marynarkę, kasztanowe włosy upięła wysoko, a na nogi wciągnęła dziesięciocentymetrowe szpilki. W takim stroju raczej nie chodzą na co dzień średniozamożne malarki.  
           - Tak to, pierwsze co zrobili po twoim wyjeździe to zadzwonili do mnie. Za godzinę rozpoczyna się pierwsze spotkanie w sądzie, a twoi rodzice już tu są. 
           - Whoa przystopuj trochę, za dużo na raz. Jak to oni tu są? Nie mogą tutaj przyjść Maya. - zaczęłam z nerwów szarpać rękaw marynarki ciotki.
           - Nie pozwolę im. Do czasu rozprawy nie będą się z tobą porozumiewać. Jeśli się wszystko pójdzie tak jak to zaplanowałam to uda mi się odebrać im wszelkie prawa rodzicielskie do ciebie. 
            Nerwowo zaczęłam szczypać palcami wystające nitki z pościeli i podniosłam się do pozycji siedzącej. 
          - Dziękuję. - przesłałam ciotce nieśmiały uśmiech, mimo że żołądek wykręcał mi sie na wszystkie strony. 
          - Robię to dla twojego dobra Hope. Moja siostra... zrobiła za dużo złych rzeczy w życiu. Nie mogę pozwolić na to by zrobiła to samo z twoim. - ciotka pogłaskała mnie po głowie i odwzajemniła uśmiech. 
                    Pokiwałam głową i wypuściłam głośno powietrze przez usta. 
        - Swoją drogą zrobiłam ci śniadanie w kuchni. Masz zjeść.
                Jęknęłam pod nosem, ale nie liczyłam, by ciotka mi odpuściła. Mimo tego, że była dość roztrzepana to potrafiła być bardzo stanowcza, więc nie ma co na chowanie jedzenia po kieszeniach.
                 Maya wyszła z pokoju by pozwolić mi się iść oporządzić jeszcze raz powtarzając, że mam zjeść śniadanie. Jakbym o tym nie wiedziała. Sięgnęłam ręką na stolik nocny by wyszukać swój telefon, ale przypomniał mi się wczorajszy dzień, więc musiałam ruszyć się z łóżka by sprawdzić godzinę na budziku. Zaczęłam się trochę martwić o to jak wytłumaczyć ciotce brak telefonu, ale z drugiej strony nie miałam tam raczej ważnych numerów, ani tym podobnych.
                 Umyłam się w trybie ekspresowym, włosy wysuszyłam ręcznikiem i pozostawiłam lekko wilgotne by same się osuszyły. Przebrałam się w jeden ze swoich standardowych strojów - bluzę i jeansy. W takim stroju zbiegłam na dół do salonu.
                 Cały parter przesiąkł zapachem świeżego pieczywa i marchewkowych babeczek, z których słynęła Maya. Mój mysi żołądek skręcał się z głodu. Weszłam do kuchni i zastałam w niej Alex żującą wypiek swojej matki jednocześnie przeglądając jakieś katalogi.
         - Dzień dobry.
         - Yhym. - dziewczyna machnęła mi ręką nie przerywając lektury.
                  Jak widać jesienne kozaczki od Michaela Korsa były niezwykle zajmujące. Kuzynka przysunęła mi talerz i nałożyła dwie równe babeczki i skropiła je sosem czekoladowym do dekoracji.
         - Smacznego, mama kazała. - mruknęła.
                  Przyjrzałam się obu wypiekom. Jestem głodna. Fuj. Muszę jeść. Nienawidzę jedzenia. Musze jeść. Kocham nie jeść. Odrywam pomarańczową papierową skórkę i gryzę kawałek ignorując ukradkowe spojrzenie Alex. Ja na jej miejscu już bym leciała po miskę na ewentualne wymioty. Uśmiecham się do niej i potakuję żując babeczkę.
         - Pycha.
         - Świruska. - powiedziała pod nosem.
                  Wciągnęłam w siebie jedną babeczkę, a drugą odstawiłam na talerz Alex.
         - Dzięki.
       
***

Nathan's POV

         - Wszystko w porządku kochanie? - usłyszałem głos blondynki zawieszonej nad moim uchem.
                 Spojrzałem na nią z wymuszonym uśmiechem i pocałowałem ją lekko w czoło.
         - Tak, nie musisz się martwić.
         - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. - zatrzepotała rzęsami.
         - Weźcie przestańcie, zaraz rzygnę. - wciął się Jay, a reszta chłopaków zaczęła się śmiać widząc jak wkłada sobie palec do ust i udaje, że wymiotuje.
         - Żałosne. - mruknęła Chloe przeglądając się w lusterku samochodowym.
                 Jako, że jechaliśmy na plan to mi przypadła zasługa dowiezienia czterech liter chłopaków "żywych lub martwych" - jak dodał przed wyjściem wujaszek Scooter. Czyżby kpił z moich umiejętności? Bynajmniej. Nie ukrywam, że jazda z czwórką "mężczyzn" była dość ryzykownym posunięciem. Zwłaszcza z Jayem i Tomem. Oj tak.
         - Co wy na to, żeby jakoś ochrzcić zakończenie teledysku? - Max oparł ramiona o zagłówek mojego fotela, by widzieć wszystkich gdy już stanęliśmy na miejscu przed budynkiem.
         - Nie sądzę, żeby Scooter się zgodził. - mruknąłem, a chłopaki jęknęli.
         - Och, urządzacie imprezę? - ożywiła się Chloe.
                 Łał. Potrafiła tak długo się nie odzywać? Rekord.
         - Tak, ale nie jesteś zaproszona. - przerwał jej Tom, a reszta chłopców zaczęła się śmiać.
                 Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym od razu tego pożałowałem dostając w twarz torebką blondynki.
         - Co do...
         - Wiedziałam! Oni mają na ciebie zły wpływ. - zatrzymałem samochód na parkingu przed przyczepami.
                 Blondynka wyszła z wysoko uniesioną głową z samochodu trzaskając głośno drzwiami. Starałem się ją zatrzymać również wysiadając z samochodu, ale dziewczyna szybko przeszła w stronę furtki do środka przyczepy.
         - Laska się trochę wkurzyła hm? - usłyszałem głos obok siebie oraz smród papierosów.
         - Nie twoja sprawa. - mruknąłem, bo ostatnią osobą z którą chciałem teraz rozmawiać była Hope.
                 Dziewczyna wzruszyła ramionami i rzuciła nie dopalonego papierosa na ziemię przygniatając go podeszwą buta. Podrapałem się w tył głowy ze zdenerwowania.
        - Przepraszam.
        - Nie ma sprawy. - dziewczyna zapatrzyła się w podeszwy swoich znoszonych trampek.
                 Otworzyłem usta, żeby coś z siebie wydusić, ale przerwał mi to dźwięk otwieranych drzwi samochodowych, z których wysiedli chłopcy. Cholera, zapomniałem o nich.
        - O, cześć Hope. Jak tam drugi dzień w pracy? - wparował Tom.
        - Na razie zapowiada się świetnie. - uśmiechnęła się szeroko.
        - Wpadniesz dzisiaj do nas? Robimy imprezę z okazji zakończenia teledysku. Sid cię odbierze. - wciął się w rozmowę Max, a reszta chłopców pokiwała zgodnie głowami.
                  Brunetka odwróciła się w moją stronę i utkwiła we mnie swoje zimne brązowe oczy.
        - Pewnie. - na jej usta wpłynął uśmiech, zupełnie nie pasujący do wypalających moje wnętrzności oczu.
                  Zapowiada się ciekawy wieczór.



~***~

Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że tak późno dodaję rozdział c: 
Z góry przepraszam Was wszystkich. 
Rozdział nie wyszedł. Ani długi, ani ciekawy. Taki nijaki :/ 
Żebyście nie musieli długo czekać na rozdziały, postanowiłam, że zacznę pisać je z wyprzedzeniem, ale cierpię od jakiegoś czasu na całkowity brak weny :c
Za to też przepraszam. 

Swoją drogą, dziękuję Wam za 4,118 wyświetleń i 23 obserwatorów <3 
Wow. Serio. Dziękuję <3 W życiu nie powiedziałabym, że komuś chociaż w najmniejszym stopniu spodobałoby się to co piszę. 

Całuję xx         



Wattpad